Łodzianie skarżą się na nowy terminal na Lublinku. Bubel za 200 milionów?

Twierdzą oni, że tylu mankamentów już dawno na żadnym polskim, ale i zagranicznym lotnisku nie widzieli. Dziwią się, że zezwolono na uruchomienie takiego obiektu. Tymczasem warto przypomnieć, że na jego budowę wydano blisko 200 mln zł.
- Nigdzie nie ma informacji, że cała infrastruktura handlowo-usługowa na lotnisku jest nieczynna - napisał nasz Czytelnik, który leciał ostatnio z Łodzi. - Do samolotu nie można wnosić żadnych napojów. Tymczasem w terminalu nie można było kupić nic do picia. To skandal! Dodatkowo w sali odlotów o wymiarach nieprzyzwoicie małych było stłoczonych ponad 250 osób czekających na dwa samoloty. Temperatura zbliżała się do 40 stopni Celsjusza. Zaduch był niemiłosierny...
Ewa Bieńkowska, rzecznik prasowy łódzkiego lotniska, przyznaje, że niektóre elementy wymagają poprawy.
- Większość powierzchni handlowo-usługowych została już wynajęta - mówi. - Najemcy obecnie je aranżują. My możemy tylko prosić o to, by ten czas skrócili do niezbędnego minimum. Na razie uruchomiliśmy w strefie ogólnodostępnej tymczasową kawiarnię, w której można kupić m.in. kawę i kanapki, a w strefie odlotów - automaty z batonami i napojami. Zdajemy sobie także sprawę, że hala odlotów do strefy non-Schengen jest zbyt mała. Taki projekt zaakceptowały jednak poprzednie władze lotniska. Powiększamy ją obecnie. Docelowo będzie trzykrotnie większa. Podobnie jest z wystającymi ze ścian kablami. To instalacja przygotowywana pod podświetlane kasetony, informujące np. o tym, gdzie jest pokój dla matki z dzieckiem. One również nie były przewidziane w projekcie.
Zdaniem Ewy Bieńkowskiej, klimatyzacja działa w terminalu bez zarzutu.