Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS-Lech Poznań 0:5. Wielka klapa na premierę

Paweł Strzelcki
ŁKS - Lech Poznań
ŁKS - Lech Poznań Maciej Stanik
Niestety, ale sprawdził się czarny scenariusz, że beniaminek musi zapłacić wysoką cenę za brak ogrania w ekstraklasie. Były mistrz Polski precyzyjnie wypunktował ŁKS, zdobywając bramki zbyt łatwo i odnosząc bezproblemowe zwycięstwo.

Premiera w ekstraklasie zakończyła się wielką klapą. Oby w kolejnych spotkaniach fani ełkaesiaków mieli więcej powodów do radości i zobaczyli drużynę, która zacznie odnosić zwycięstwa.

Łodzianie w tym spotkaniu przypominali zespół, który zakończył I-ligowe rozgrywki klęską w pojedynku z Flotą. Wtedy też nic nie funkcjonowało tak, jak powinno. Rozbici, bezradni gospodarze mogli tylko patrzeć jak piłki wpadają do bramki Wyparły.

Czy ŁKS będzie w rozgrywkach chłopcem do bicia, dostarczającym punkty rywalom? Strach pomyśleć, że ten czarny scenariusz może się spełnić.
Piłkarze ŁKS schodzili z murawy bełchatowskiego boiska w minorowych nastrojach.
Miłe złego początki. Odważniej zaczął mecz ŁKS. I już w 4 min mógł zdobyć gola. Prawą stroną zaatakował Stefańczyk, zacentrował w pole karne, a Bykowski gółwkował obok słupka. Cztery minuty później kolejny składny atak łodzian. Po akcji Nowaka i Bykowskiego pierwszy celny strzał (choć niezbyt mocny) oddał Smoliński. Kotorowski nie miał kłopotów ze złapaniem piłki. Ośmieleni gospodarze poszli za ciosem, stworzyli jeszcze trzy groźne sytuacje, zabrakło jednak strzału na bramkę. Łodzianie zaczęli stosować presing na przedpolu rywali. Nieprawdopodobne, ale Lech zaczął się gubić. Przez 20 minut poznaniacy nie byli w stanie przeprowadzić składnej akcji.

Niestety, w ten sposób Lech uśpił łodzian. W 22 min wyprowadził zabójczy atak. Po mądrym rozegraniu piłki przez Murawskiego i Możdżenia niepilnowany Rudnevs znalazł się w sytuacji sam na sam z Wyparłą. Posłał piłkę obok nogi bramkarza i goście objęli prowadzenie.

Rozkojarzony ŁKS stracił szybko kolejną bramkę. Centrował Możdżeń, a Stefańczyk posłał piłkę głową do własnej bramki! Niestety, festiwal Lecha trwał dalej. W 31 min po raz trzeci piłka wpadła do siatki, po silnym uderzeniu Stilicia z 30 metrów.

W tym momencie losy spotkania zostały rozstrzygnięte. Lechowi wystarczyło 9 minut dobrej gry, żeby osiągnąć zamierzony cel. A jednak po okresie kompletnego chaosu, ŁKS się pozbierał i zaatakował. Niestety, strzał Saganowskiego z pięciu metrów zablokowali obrońcy.
ŁKS - Lech Poznań
Poznaniacy pewni swego na początku drugiej połowy nie spieszyli się z rozgrywanie szybkich ataków. Chcieli jak najmniejszym kosztem, kontrolując przebieg wydarzeń, utrzymać korzystny wynik. ŁKS próbował atakować. Brakowało jednak dokładnego ostatniego podania i strzału na bramkę. Łodzianie biegali za dwóch, poznaniacy grali piłką. Ich akcje były składniejsze i groźniejsze. W 65 min po akcji z Rudnevsem, Stilić posłał piłkę nad poprzeczkę. To była pierwsza akcja w drugiej połowie godna uwagi. W odpowiedzi, pięć minut później podobnym uderzeniem popisał się Bykowski. Mecz stał się nudnym widowiskiem, pozbawionym większych sportowych emocji. Do czasu. W 74 min znakomitym uderzeniem z 25 metrów popisał się Stefańczyk. Po jego uderzeniu piłka zmierzała w okienko bramki Lecha, świetną interwencją popisał się jednak Kotorowski. W odpowiedzi, po fatalnym podaniu Romańczuka, Rudnevs pewnie wykorzystał sytuację sam na sam i umieścił piłkę w rogu łódzkiej bramki. W kolejnej akcji napastnik strzelił gola głową. Piłka odbiła się od poprzeczki, spadła za linię i wyszła w pole. Arbiter boczny nie miał cienia wątpliwości, w przeciwieństwie do nas, że bramka padła. Jakie to jednak ma znaczenie.

Pół tysiąca kibiców nie zrażając się tym, co dzieje się na boisku, przez cały mecz gorąco dopingowało swoich ulubieńców. Oby w kolejnych spotkaniach fani mieli więcej powodów do radości i zobaczyli drużynę odnoszącą ligowe zwycięstwa.

Niestety, ale trenerowi łodzian Andrzejowi Pyrdołowi stanęły przed oczami wydarzenia sprzed trzynastu lat. 24 lipca 1998 roku prowadzony przez niego Widzew, w inauguracyjnym meczu ekstraklasy, przegrał z Ruchem Radzionków 0:5 i po tym meczu szkoleniowiec został zwolniony.
ŁKS - Lech Poznań
Nie było zbyt wielu fanów, ale nie zabrakło znanych szkoleniowców. Mecz obserwowali drugi trener reprezentacji Polski Jacek Zieliński i zwolniony z Jagiellonii Michał Probierz, a na trybunach towarzyszyli im Marek Chojnacki i Tomasz Łapiński. Nie mogło zabraknąć odpowiadającego za futbol w ŁKS Tomasza Wieszczyckiego, ubranego w klubową koszulkę i coraz bardziej smutnego z każdą upływającą minutą oraz prezesa Jakuba Urbanowicza. Był wiceprezes PZPN Janusz Matusiak i prezes ŁZPN Edward Potok. Z trybun oglądał spotkanie w towarzystwie teścia Marcin Mięciel.

Oba zespoły spotkały się ze sobą po raz 89 (pierwszy mecz odbył się w 1948 roku.). 28 razy wygrali łodzianie, 35 razy cieszyli się ich rywale, natomiast 26 spotkań kończyło się remisem. Bilans bramkowy 99-129.

ŁKS Łódź - Lech Poznań 0:5 (0:3)

Bramki: 0:1 Artjoms Rudnevs (22), 0:2 Cezary Stefańczyk (24-samobójcza), 0:3 Semir Stilic (30), 0:4 Artjoms Rudnevs (70), 0:5 Artjoms Rudnevs (79-głową).

Żółta kartka - ŁKS Łódź: Sebastian Szałachowski. Lech Poznań: Dimitrije Injac.

Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk). Widzów 1 000.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany