Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS - Polonia 0:2. Trudno w Łodzi o optymizm!

Jan Hofman
Miny Macieja Iwańskiego i Bogusława Wyparły mówią wszystko.
Miny Macieja Iwańskiego i Bogusława Wyparły mówią wszystko. Maciej Stanik
Piłkarskiego cudu w Łodzi nie było. ŁKS, pozbawiony normalnych, ale przede wszystkim solidnych przygotowań do gry w ekstraklasie, przegrał na własnym boisku z Polonią Warszawa. Ci, którzy liczyli, że pojawienie się w zespole z al. Unii Piotra Świerczewskiego tchnie bojowego ducha w drużynę, zawiedli się. W sobotę może się okazać, że łódzka jedenastka jest już w strefie spadkowej.

Trener Andrzej Pyrdoł i menedżer Piotr Świerczewski zaskoczyli wyjściowym składem. W podstawowej jedenastce pojawili się Artur Gieraga, Marcin Adamski i Marcin Mięciel. Szczególnie obecność dwóch ostatnich mogła wzbudzać sensację, bowiem jeszcze niedawno byli zawodnikami drużyny Młodej Ekstraklasy i z tego powodu nie brali udziału w przygotowaniach ekstraklasowego zespołu.
Miny Macieja Iwańskiego i Bogusława Wyparły mówią wszystko.
Niewiadomą było to, czy w meczu zagra były reprezentant Polski Maciej Iwański. Jednak godzinę przed spotkaniem do klubu dotarł z Turcji jego certyfikat, dzięki czemu mógł znów wystąpić na boisku ekstraklasy.
Trudno po takim meczu o optymizm. ŁKS zaprezentował się słabo, ale pewnym wytłumaczeniem może być to, że drużyna tworzona była w ostatniej chwili. Wczoraj na boisku pojawił się zespół z łapanki, w którym trudno było o zrozumienie, a tym bardziej o zgranie poszczególnych formacji. Kolejny raz potwierdziło się, że nazwiska w futbol nie grają.
Pierwsza groźnie zaatakowała Polonia. Grzegorz Bonin, próbujący przerwać akcję warszawian, wybił futbolówkę na rzut rożny. Piłka po silnie bitym kornerze trafiła na środek pola karnego ŁKS. Kolejno dwóch zawodników "Czarnych Koszul" próbowało strzelać w kierunku bramki strzeżonej przez Bogusława Wyparłę, ale ostatnie słowo należało do Artura Gieragi, który długim wykopem zażegnał niebezpieczeństwo na własnym przedpolu.
Trzy minuty później Maciej Iwański długim podaniem chciał posłać do boju Marcina Mięciela, lecz zagranie pomocnika zespołu gospodarzy nie było dokładne i piłka wyleciała za linię końcową boiska.
Później lekką przewagę w środku boiska uzyskała Polonia, ale nie mogła znaleźć sposobu, by wypracować sobie klarowną sytuację na przedpolu łodzian. Ełkaesiacy, uważnie grający w defensywie, dość łatwo radzili sobie z atakami stołecznego zespołu.
Taka sytuacja miała jednak miejsce tylko do piętnastej minuty meczu. W tym momencie łódzka defensywa popełniła szereg błędów w kryciu, co pozwoliło polonistom na skuteczne wykończenie akcji. Piłka po zagraniu Brzyskiego z lewej strony boiska trafiła w pole karne. Ełkaesiacy próbowali założyć pułapkę ofsajdową, ale zaspał Ronald Gercaliu. Były reprezentant Austrii przegrał górny pojedynek na jedenastym metrze z Edgarem Canim. Wydawało się, że podczas tej akcji Albańczyk pomógł sobie ręką, czego nie zauważył arbiter. Piłka po jego zagraniu trafiła do kolejnego obcokrajowca występującego w Polonii - Roberta Jeża. Słowak nienaciskany przez żadnego ełkaesiaka strzałem z sześciu metrów pokonał Wyparłę.
Po stracie gola łodzianie długo nie mogli się pozbierać. Drużyna grała chaotycznie, nie umiała skonstruować składnej akcji. Dopiero w 32 minucie ełkaesiakom udało się stworzyć bramkową sytuację, lecz strzał Macieja Iwańskiego nie był celny.
W 43 minucie łodzianie wykonywali rzut wolny z prawej strony boiska. Gercaliu dośrodkował w pole karne. Bramkarz Polonii popełnił poważny błąd, wypuszczając piłkę z rąk, ale obok nie było żadnego zawodnika ŁKS, który skorzystałby z prezentu. Chwilę później strzałem z dystansu Gliwę próbował zaskoczyć Iwański, ale i tym razem zrobił to nieprecyzyjnie, toteż piłka przeleciała kilka metrów obok słupka.
Tuż po przerwie łodzianie stworzyli dogodną sytuację do wyrównania, lecz okazji nie wykorzystał Marcin Mięciel. Polonia zadowolona z nikłego prowadzenia nie zamierzała forsować tempa i maksymalnie angażować się w walkę, by zdobywać kolejne gole. Owszem, stołeczna drużyna przeważała na boisku, ale nie miała zbyt wielu okazji, by pokonać bramkarza ŁKS.
Po rzucie rożnym Polonii w 63 minucie piłkę z linii bramkowej wybił Gercaliu, ratując tym samym swoją nową drużynę przed utratą bramki. Trzy minuty później po błędzie Adamskiego przy piłce znalazł się Cani. Na szczęście dla łodzian jego silny strzał trafił w słupek i ŁKS nie stracił kolejnego gola.
Stało się to jednak w 70 minucie. Po rzucie rożnym piłka trafiła do Caniego, a ten przy biernej postawie Adamskiego i Gercaliu z pięciu metrów umieścił ją w siatce łodzian. W tym momencie stało się jasne, że inauguracja wiosny w Łodzi będzie smutna.
Wprawdzie gospodarze próbowali uzyskać choćby honorowego gola, ale nie mieli atutów, by tej sztuki dokonać. Po prostu byli bezradni w starciu z defensorami stołecznej drużyny. Zawodnikom ŁKS brakowało pomysłu, jak wyprowadzić choć jedną akcję, która mogłaby się zakończyć oddaniem celnego strzału.
Tym samym spotkanie zakończyło się identycznym wynikiem, jak mecz rozegrany jesienią na boisku w stolicy. Znów ŁKS nie zdobył gola, a stracił dwa.

ŁKS - Polonia Warszawa 0:2 (0:1)
0:1 - Jeż (15), 0:2 - Cani (70).
Żółte kartki: Laizans, Adamski (ŁKS). Todorovski (Polonia).
Sędziował Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 2 568.
NOTY ŁKS W RANKINGU "ZŁOTE BUTY":
Wyparło 3 - Gieraga 3 , Łabędzki 3, Adamski 3, Gercaliu 3 - Bonin 3 (84, Gancarczyk), Laizans 3, Iwański 2 (76, Stąporski), Szczot 2 (73, Sasin 1) - Saganowski 3, Mięciel 3.
Polonia Warszawa: Gliwa - Todorovski, Baszczyński, Kokoszka, Brzyski - Sultes (89, Tosik), Jeż, Trałka, Coutinho (71, Baruchyan), Dwaliszwili (79, Wszołek) - Cani.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany