Legendarne ulice w Łodzi: Limanowskiego, Abramowskiego, Włókiennicza. Klimat tych ulic przeszedł do historii
- Tyle, że oni sprzedawali to co w fabryce wyprodukowano, a piekarnie, rzeźnik należały do Polaków - opowiada pan Kazimierz. - Niemal na każdym rogu ulicy Limanowskiego była restauracja. Na całej ulicy stały drewniane domy, część ceglanych kamienic. Tak jak na tym placu, gdzie stoi kościół polsko-katolicki, a po drugiej stronie ulicy wybudowano kościół rzymskokatolicki pod wezwaniem świętego Marka. Wcześniej naszą parafią był kościół Najświętszej Maryi Panny na Placu Kościelnym.
Jadwiga Jędraszek na ul. Limanowskiego wprowadziła się na początku lat siedemdziesiątych - do jednego z nowych wieżowców. Wokół bloków stały jeszcze drewniane domy.
- Takie chałupki - obrazowo opowiada pani Jadwiga. - Mieszkali w nich robotnicy, którzy budowali osiedle. Potem je wyburzyli.
Pan Kazimierz wspomina, że przed wojną na ul. Limanowskiego nikt nie mówił "Limanka". Ta nazwa musiała się upowszechnić już po 1945 roku. Poczatkowo ta ulica nazywała się Aleksandrowska. Jeszcze w 1933 roku jej patronem został Bolesław Limanowski, działacz Polskiej Partii Socjalistycznej. W czasie wojny Niemcy nazwali ją Alexanderhofstrasse. Po wojnie znów stała się ul. Limanowskiego. Pan Kazimierz mówi, że na tej ulicy była jedna z najlepszych piekarni w mieście. Należała do Lisa. Sam przed świętami stał tam godzinami w kolejce po chleb. Pamięta, że przy ul. Drukarskiej znajdowała się knajpa.
- Nazywała się chyba "Bagatela" - dodaje 93-letni mężczyzna.