Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto się boi spisu powszechnego?

Agnieszka Gospodarczyk
Rachmistrz Andrzej Pożycki prezentuje urządzenie zwane handheld, czyli podręczny terminal, na którym spisuje dane łodzian, a te są przesyłane do Urzędu Statystycznego i tam przetwarzane.
Rachmistrz Andrzej Pożycki prezentuje urządzenie zwane handheld, czyli podręczny terminal, na którym spisuje dane łodzian, a te są przesyłane do Urzędu Statystycznego i tam przetwarzane. Paweł Łacheta
Rachmistrz garnków nie sprzedaje Andrzej Pożycki to jeden z 224 rachmistrzów spisowych, którzy pukają do mieszkań łodzian, by do 30 czerwca wypytać ich, jak zarabiają na życie, czy mają mieszkanie czy dom, czym dojeżdżają do pracy, a może planują mieć jeszcze więcej dzieci.

W jego rejonie znajduje się m.in. część osiedla Retkinia, więc codziennie odwiedza co najmniej kilka mieszkań. Sprawdziliśmy, jak reagują łodzianie, gdy przychodzi do nich rachmistrz spisowy. Spis powszechny trwa od 1 kwietnia. Poprzedni był 10 lat temu, więc ten jest pierwszym od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Dlatego zawiera sporo pytań dotyczących narodowości.

 Rachmistrz Andrzej Pożycki prezentuje urządzenie zwane handheld, czyli podręczny terminal, na którym spisuje dane łodzian, a te są przesyłane do Urzędu Statystycznego i tam przetwarzane.

Trzeba go przeprowadzić, żeby uaktualnić dane o mieszkańcach Polski, a potem móc z nich odpowiednio skorzystać, np. tworząc nowe szkoły, miejsca pracy czy infrastrukturę komunikacyjną. Rachmistrz nie ma prawa zapytać nas o zarobki, markę samochodu, którym jeździmy, niepełnosprawność czy choroby, na jakie cierpimy. Zbieranie danych odbywa się na kilka sposobów. Można dokonać samospisu przez internet, udzielić informacji przez telefon albo przyjąć rachmistrza we własnym domu. Może się też zdarzyć, że nikt nas nie odwiedzi ani nie zadzwoni. - Stanie się tak w przypadku osób, których dane są w naszych zasobach, więc nie ma potrzeby ich ponownego zbierania, bo wiemy, że nadal są aktualne - wyjaśnia Stanisław Kaniewicz, dyrektor Urzędu Statystycznego w Łodzi.

Praktyka pokazuje, że nie każdy łodzianin wie, po co jest spis, a nawet, że... w ogóle jest. - Jaki, kurczę, spis? O co panu chodzi? - tak kilka dni temu został powitany rachmistrz Andrzej Pożycki przez mężczyznę ubranego jedynie w kwieciste szorty. - Może to jakaś ściema jest? - O ściemie nie ma mowy, spis jest obowiązkowy, a za odmowę udziału w nim można dostać grzywnę do 5 tys. zł - mówi pan Andrzej. - Oczywiście są takie pytania w ankiecie tzw. reprezentacyjnej (są dwa rodzaje ankiet - pełna i reprezentacyjna), na które nie trzeba udzielać odpowiedzi, np. o wyznanie, plany prokreacyjne. Jednak nawet ci, którzy wiedzą o spisie, mają do rachmistrza ograniczone zaufanie. Podejrzewają, że jest akwizytorem, sprzedawcą trefnych polis albo cwaniaczkiem, który chce ich ograbić. Niepewnie uchylają drzwi, zapięte na łańcuch, trzymając w pogotowiu psa. - To dobrze. Może dzięki temu ustrzegą się prawdziwych oszustów - nie zraża się rachmistrz. - Pytają o nazwisko, pozwolenie, oglądają mój identyfikator, czasem dzwonią do urzędu, żeby sprawdzić, czy ja to ja. Są też tacy, którzy w ogóle nie chcą rozmawiać. Tłumaczą, że nie mają czasu, spis nie jest im potrzebny do szczęścia albo nie mają ochoty się spowiadać.

Jak sprawdzić wiarygodność rachmistrza, a jak ankietera telefonicznego i więcej informacji w dzisiejszym wydaniu Expressu Ilustrowanego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany