Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto potrafi zatrzymać Widzew?

pas
.
. Paweł Łacheta
Tego spodziewać się mogli jedynie najwięksi optymiści. Widzew rozpoczął rozgrywki w imponującym stylu. W trzech meczach zdobył komplet punktów - pokonując mistrza Polski, wicemistrza kraju i wyjątkowo niewygodnego sąsiada zza miedzy. Teraz przed rozpędzonymi łodzianami dwa tygodnie przerwy i pierwszy w tym sezonie wyjazdowy mecz - 16 września o godz. 14.30 z Zagłębiem w Lubinie.

Trener Radosław Mroczkowski zapowiadał, że mecz z GKS będzie bardzo trudnym pojedynkiem i miał rację. Łodzianom ciężko się grało ze zdeterminowanym przeciwnikiem, który ze wszystkich sił starał się przerwać złą passę, wszak przegrał dwa pierwsze spotkania.
Twierdzenie szkoleniowca bełchatowian, że jego zespół był lepszy i zasłużył na zwycięstwo, to jednak gruba przesada. GKS miał jedną, dwie znakomite szanse na wyrównanie, ale to stanowczo za mało, żeby osiągnąć korzystny wynik. Oba zespoły rozgrywały piłkarską partię szachów. W środku pola łodzianie, dopóki mieli siły i występowali w podstawowym składzie, grali szybciej, składniej od rywali, brakowało im jednak podania otwierającego drogę do bramki.
Wejście młodych rezerwowych Widzewa tym razem nie wpłynęło na jakościową zmianę na lepsze. Przeciwnie, na tle twardo walczących ligowych wyjadaczy z GKS młodzi byli wyjątkowo nieskuteczni w boiskowej walce. Bełchatowianom szansę na wyrównanie dała jednak nie składna akcja, a stały fragment gry - rzut wolny egzekwowany przez Miroslava Bożoka w 91 minucie. Jego uderzenie było niecelne.
Kluczowa akcja pojedynku miała jednak miejsce dużo wcześniej. I była koronnym dowodem na to, że piłka nożna to też gra szczęścia i przypadku. Po rzucie rożnym piłka trafiła do ustawionego w narożniku pola karnego Łukasza Brozia. Łódzki obrońca uderzył ją nieczysto (chciał strzelać, a może jednak podawać?). I bardzo dobrze. Ten kiks okazał się niezwykle twórczy. Zaskoczył wszystkich, poza Bruno Aleksem, do którego niespodziewanie trafiła futbolówka. Brazylijczyk wykazał się olimpijskim spokojem. Pewnym mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce.
Losy meczu mogły potoczyć się inaczej, gdyby dwie minuty później po błędzie łodzian w środku pola Paweł Buzała wykorzystał znakomitą sytuację. Napastnik GKS trafił w słupek i to był zły znak dla rywali, że tego dnia piłkarskie szczęście nie będzie po ich stronie. Bełchatowanie zdołali jednak dwa razy trafić do siatki, ale gole padły, gdy piłkarze byli na pozycji spalonej. Słusznie nie zostały zatem uznane.
W drugiej połowie najwięcej emocji wzbudziła teatralna, pełna ekspresji kreacja Pawła Buzały, który tak stanowczo protestował, że nie zagrał piłki ręką, aż w końcu ujrzał żółtą kartkę od arbitra, który widać nie przepada zatego typu popisami.
Łodzianie najlepszą okazję na podwyższenie wyniku mieli w 78 minucie spotkania, ale Mariusz Stępiński nie zdążył do piłki inteligentnie zagranej w pole karne przez Mariusza Rybickiego. W efekcie skończyło się na skromnym, ale, moim zdaniem, zasłużonym zwycięstwie Widzewa.
Widzew - GKS Bełchatów 1:0 (1:0)
1:0 - Bruno Alex (27).
Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok).
Żółte kartki: Dudek (Widzew)
Buzała (GKS).
Widzów: 3500
Widzew: Mielcarz 6 - Broź 5, Abbes 5, Phibel 5, Bartkowski 5, Bruno Alex 5 (54, Pietrowski 1), Bartoszewicz 5, Dudek 4 (74, Rybicki 1), Kaczmarek 6, Okachi 6, Ben Dhifallah 4 (62, M. Stępiński 1)
GKS Bełchatów: Stachowiak - Basta, Lacić, Szmatiuk, Wilusz, Baran, Wróbel, Bożok, Wacławczyk, Kosowski (74, Mateusz Mak), Buzała (70, Wroński)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany