Czy widoczne jest ożywienie w interesach po tym, jak premier ogłosił koniec kryzysu?
– Nie! – mówi zdecydowanie Cezary Fronczyk, od 23 lat w branży, sprzedający importowane artykuły rozrywkowe i gadżety, członek Rady Kupieckiej Miasta. – Obroty lecą w dół, a koszty rosną. Większość przedsiębiorców od lat prowadzących działalność ciągnie ją, aby tylko wytrwać do emerytury. Obserwuję to na wielu stoiskach na rynkach: kto zatrudniał pracowników, ten albo ich zwolnił i sam stoi za ladą, albo jeszcze kogoś ma, ale tylko na pół lub jedną czwartą etatu. Miasto nam nie pomaga, bo czynsz podnoszony jest o stopień inflacji nieubłaganie. A hala, gdzie ja prowadzę sklep, pustoszeje.
Podobne spostrzeżenia mają właściciele sklepów spożywczych, kosmetycznych, z chemią, zabawkami, odzieżą, artykułami RTV i AGD. Mimo to niektórzy już dostrzegają pozytywne zmiany.
– Chęć kupowania widać, nawet kolejki się zaczęły ustawiać, czego dawno już nie obserwowałem – opowiada Zygmunt Śmiechowicz, prowadzący sklep mięsny przy Bałuckim Rynku. – Niewielkie ożywienie może się zacznie, ale powoli. Klienci wybierają wędliny z wyższej półki, droższe mięso – cielęcinę czy jagnięcinę. To cieszy, ale jeszcze nie wprawia w entuzjazm.
– W mojej branży wielkich zmian na lepsze jeszcze nie widzę – mówi Dorota Zgierska, prowadząca kwiaciarnię na Chojnach. – Ale wiadomo, kwiaty to nie artykuły pierwszej potrzeby. Tylko pojedyncze osoby kupują je dla przyjemności, a na co dzień realizujemy zamówienia okolicznościowe: śluby, pogrzeby, jubileusze. Nie tracę ducha, ale myślę, że potrzeba dłuższej perspektywy. I patrzę w przyszłość optymistycznie.
– Nie widzę związku między oświadczeniem premiera a tym, co dzieje się na rynku – podkreśla prof. Stefan Krajewski, ekonomista z UŁ. – To był akt polityczny, by przedsiębiorcom przekazać przesłanie: nie bójcie się, nie zwalniajcie pracowników, a nam zwykłym ludziom: nie powstrzymujcie się od zakupów, będzie praca, będą zarobki. Jednak na tym etapie rządów premiera już nikt jego słowom nie wierzy. Kryzys taki jak ten nie kończy się, jeszcze przez jakiś czas będziemy notować lekkie wzrosty i dołowania, na przemian. Nie ma podstaw, by gospodarka gwałtownie dołowała, ale też by poszła wyraźnie w górę. Jak długo to potrwa? Nie wiem: 2 – 2,5 roku. Gdy sam chodzę do sklepu, nie zauważam wzrostu popytu ani też zmian w koszyku zakupów łodzian. Trzeba podkreślić, że tempo wzrostu wynagrodzeń zwykłych ludzi spadło, natomiast wzrosło znacznie u przedsiębiorców. To będzie prowadzić do zwyżki konsumpcji towarów luksusowych, ale bardzo wąskiej grupy konsumentów.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?