Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komorowski, Wałęsa i Cinkciarz.pl. Promocja polskiego biznesu czy obciach prezydentów?

Anita Czupryn
Facebook/Cinkciarz.pl
O tym, kim był nasz prezydent, dowiadujemy się dopiero wtedy, kiedy on tym prezydentem formalnie przestaje być - nie cichnie wrzawa wokół Bronisława Komorowskiego.

Kiedy pytam byłego prezydenckiego doradcę, prof. Tomasza Nałęcza, czy nie poczuł zażenowania, gdy dowiedział się, że Bronisław Komorowski reklamuje internetowy kantor Cinkciarz.pl, krzywi się. - Cinkciarz? Pani używa języka negatywnego opisu. Rozumiem, że prezydent, podobnie jak prezydent Wałęsa, potraktował to jako wspieranie polskiego biznesu za granicą. Zażenowania nie czuję, tak przecież robią byli prezydenci, byli premierzy na całym świecie. Uważam, że jest niekonsekwencja i obłuda w tym całym ataku na prezydenta. Rozumiem odruch zaskoczenia, bo też się wpisuję w naszą starą, długą tradycję szlachecko-inteligencko-romantyczną, kiedy to wspieranie biznesu od pokoleń kojarzyło się nam z czymś podejrzanym i niedobrym. Pięknie to w „Lalce” pokazał Bolesław Prus, jak traktowano Wokulskiego i jego interesy - wykłada prof. Nałęcz.

Przypomina też, że prezydent przez pięć lat urzędowania podkreślał, że za element prezydenckiej misji uważa promowanie Polski za granicą, polskiego biznesu za granicą. I dodaje ciekawostkę: - W podróże zagraniczne zawsze zabierał biznesmenów, bo tak jest na świecie przyjęte, że wsparcie prezydenta przydaje biznesowi wiarygodności, czyni go poważniejszym. To się robi na całym świecie. Jak do Polski przyjeżdżają inni prezydenci, to im poza doradcami i współpracownikami towarzyszy wielkie grono przedsiębiorców. Nie ciągną się oni w świcie prezydenckiej, tylko spotykają z polskimi kolegami i robią biznesy, wiedząc, że jest życzliwość najwyższych czynników państwowych. To jest norma - uważa prof. Nałęcz. Przyznaje jednak, że rozumie, iż nazwa instytucji finansowej, w promocji której wziął udział Bronisław Komorowski, może budzić u inteligentów odruch niechęci.

- Słowo „cinkciarz” powstało jeszcze w czasach PRL i uznawane było za negatywne. Było tym elementem „gęby”, którą dorabiało się ludziom przedsiębiorczym, bo przedsiębiorczość w PRL uchodziła za coś podejrzanego. Ale jeśli dziś się to sprowadzi do odpowiedzi na pytanie, czy byli prezydenci pionierzy, jeśli mogą, powinni ułatwiać ofensywę dla polskiego biznesu za granicą, czy nie, to odpowiedź jest oczywista. Powinni. Były prezydencki doradca odniósł się też do spekulacji, ile na tej reklamie byli prezydenci zarobili. - Tu znów pojawia się nasza inteligencka kalka, że inteligentowi można ewentualnie coś zrobić w biznesie, ale bezinteresownie. Broń Boże, dla honorarium. Inteligent pracuje dla sprawy, dla ideałów. Ja akurat szczegółów nie znam, ale domyślam się, że prezydenci Wałęsa i Komorowski do tej wyprawy za ocean nie dołożyli. To też norma na całym świecie. Ale jestem przekonany, że u obydwu pewnie prezydentów dominowała ta motywacja pierwsza, aczkolwiek i ta druga pewnie też nie była pozbawiona znaczenia. Obłudnikiem nie jestem - wprost mówi Nałęcz.

No, ale jak powiada ekspert od politycznego marketingu, dr Wojciech Jabłoński, trudno oczekiwać innej opinii od ludzi związanych z prezydentem Komo-rowskim. - O grupie doradców prezydenta opłacanych przez podatników krążyły legendy, a ci doradcy nie pomogli prezydentowi wygrać drugiej kadencji i chyba należy się z tego cieszyć. Należy się cieszyć z tego, że Komorowski nie jest już prezydentem konstytucyjnym - komentuje Jabłoński.

Doradca polityczny Wiesław Gałązka mówi, że od dawna z niesmakiem odbiera wszelkie reklamy z informacją, że np. sponsorem reprezentacji Polski w piłce nożnej (a teraz i amerykańskiej drużyny koszykowej) jest internetowy kantor wymiany walut Cinkciarz.pl. Nazwa ta rozmija się z jego poczuciem smaku. - Cinkciarze to był element przestępczy, który handlował nielegalnie walutami. Związani z szarą strefą i bezpieką, której donosili. Na swoim internetowym profilu raz nawet napisałem, czy należy się spodziewać, że sieć lokali rozrywkowych, w których panie tańczą na rurach, będzie się nazywała Alfons.pl?

Natomiast zdaniem eksperta politycznego zupełnie inną sprawą jest to, że politycy, byli prezydenci wzięli udział w reklamie. Tak dzieje się na całym świecie. - Na przykład Michał Gorbaczow reklamował walizki Louisa Vuittona. Wielu polityków to czyni, tyle że pieniądze, które na tym zarabiają, przeznaczają na cele charytatywne - mówi Wiesław Gałązka. W internecie przy tej okazji pojawiły się już dowcipy, na co Bronisław Komorowski przeznaczy swoje honorarium od Cinkciarza.pl. „Odda na dom dziecka. Najmłodszego” - głoszą bezwzględni internauci.
Wiesław Gałązka staje jednak w obronie prezydenta Komorowskiego: - Polscy prezydenci promują polski biznes w Chicago, gdzie mieszka masa Polaków. Nie mam o to specjalnie wielkich pretensji. Pan prezydent Wałęsa angażował się już w takie promocje, np. w Emiratach Arabskich zachęcał do kupowania polskich jachtów. Myślę, że nie możemy patrzeć na to negatywnie. Jeśli już, to mógłbym zakpić z wielkości emerytury prezydenckiej w Polsce. One zmuszają prezydentów, którzy mieli jakiś poziom życia i zobowiązania, nawet towarzysko-prywatne, że podejmują się różnych zajęć - ocenia Wiesław Gałązka.

W sposób jednoznaczny ostatni występ Bronisława Komorowskiego ocenia dr Wojciech Jabłoński. - Żenująca sprawa. Kompromitacja, która zdarza się w sytuacjach, jakich się nie spodziewamy. Ale przyznać trzeba, że polscy wyborcy nigdy nie mają gwarancji, że ten, kogo wybierają na prezydenta Polski, ich nie skompromituje. Co więcej, nie mają gwarancji, nawet jeśli ta osoba opuści urząd, ale zachowa tytuł prezydenta, również tego nie uczyni. Wielu rzeczy można było się spodziewać po Komorowskim, ale to, co prezydenci robią po oddaniu urzędu, było zarezerwowane do tej pory dla panów Wałęsy i Kwaśniewskiego. Teraz do tego klubu dołączył Komorowski - oznajmia dr Jabłoński. No, bo jakkolwiek był opluwany prezydent Wojciech Jaruzelski, to dziś - z perspektywy czasu - trudno zarzucić mu brak klasy. Trzymał ją do końca, gnieżdżąc się w niewielkim, skromnym biurze przy Al. Jerozolimskich. - Okazuje się, że ci prezydenci, którzy mienili się prawdziwymi prezydentami jedynej, prawdziwej, wolnej Polski, przynoszą nam większą kompromitację niż postkomuniści. Niestety, tak to wygląda. Jest polityka i jest kultura polityczna. I tej drugiej najwyraźniej tym osobom brakuje. To kwestia wykształcenia zwyczaju politycznego. Do tej pory ten zwyczaj polegał na tym, że ustawodawca troszczył się o to, czy były prezydent nie umrze z głodu i nie będzie mieszkał pod mostem. Tymczasem to nie jest najważniejszy problem. Najważniejszym problemem jest to, na ile ten prezydent będzie mógł zaszkodzić wizerunkowi Polski, nie będąc już prezydentem konstytucyjnym, ale wciąż będąc prezydentem tytułowanym - dodaje dr Jabłoński.

Na cały ten szum z wyjazdem Bronisława Komorowskiego i Lecha Wałęsy do Chicago nakłada się inny, który też nie milknie. Chodzi o pełne oburzenia głosy, które pojawiły się w związku z wypożyczeniem przez byłego prezydenta wielu przedmiotów z Pałacu Prezydenckiego, za pomocą których umeblował sobie swoje nowe biuro i instytut działający na zasadach fundacji, który - jak ogłosił - niebawem założy.

Sprawę „zniknięcia” 101 przedmiotów z Pałacu Prezydenckiego (inne media naliczyły się 85 pozycji), wśród których znalazły się nie tylko meble, ale też takie drobiazgi, jak: zastawa stołowa, naczynia, sztućce, czajnik elektryczny, wieża stereo czy „Biblioteka Ks. Warszawskiego”, albo słynny żyrandol, wałkują wszystkie media. Zabrał czy pożyczył? Czy dziennikarze napisali to, bo byli inspirowani przez urzędników prezydenta Dudy, czy raczej dostali sygnał od - jak też można było przeczytać - niemogących patrzeć na to, co się dzieje, pracowników byłej już kancelarii prezydenta Komorowskiego?

I choć kancelaria prezydenta Andrzeja Dudy nie ma zamiaru domagać się zwrotu wypożyczonych przedmiotów, gdyż Bronisław Komorowski zrobił to zgodnie z prawem, temat ten „mielony” jest w mediach nieustannie. Dla Tomasza Nałęcza, byłego doradcy byłego prezydenta, jest to obrzydliwa kampania, inspirowana właśnie, jak sądzi, przez urzędników Andrzeja Dudy. - I bardzo się dziwię, że jest przez prezydenta Dudę tolerowana - mówi, dodając: - W kancelarii prezydenta Komorowskiego obowiązywała żelazna zasada i to prezydent osobiście dyscyplinował ludzi odchodzących od tej reguły - żeby nie atakować byłych prezydentów. Urzędujący prezydent jest żywotnie zainteresowany budowaniem autorytetu tego urzędu. Nie da się zbudować tego autorytetu na krytyce poprzedników. Zwłaszcza tak podłej jak w tym przypadku. Bo podłym zarzutem jest, że prezydent wypożyczył z Pałacu Prezydenckiego wyposażenie dla swojej prywatnej fundacji. Nie. W oparciu o magazynowe zasoby Kancelarii Prezydenta zostało wyposażone biuro byłego prezydenta i to jest rozwiązanie jak najbardziej podyktowane przez prawo. Ponieważ Kancelaria ma obowiązek wyposażać i utrzymywać w granicach przez prawo określonych biura byłych prezydentów. To jest w pozycji budżetowej Kancelarii Prezydenta - tłumaczy prof. Tomasz Nałęcz. Grzmi, że to prawicowi dziennikarze dysponujący wiedzą pochodzącą z Kancelarii przypuścili atak na prezydenta Komorowskiego, zarzucając mu, że z państwowego urzędu po kryjomu, wywiózł do prywatnej fundacji wyposażenie. - To przecież jest fałsz i kłamstwo! - woła. No, ale tak się składa, że zarówno fundacja, która ma powstać, jak i biuro prezydenta Komorowskiego mają ten sam adres - Pałac Pod Blachą, który użyczył byłemu prezydentowi zarządzający pałacem jego przyjaciel, swego czasu członek jego komitetów wyborczych, dyrektor Zamku Królewskiego Andrzej Rottermund.
Tomasz Nałęcz, który nadal współpracuje z byłym prezydentem, ale teraz - jak mówi - na zasadzie wolontariatu, tłumaczy, że decyzje o tym, w co będzie wyposażone nowe biuro Bronisława Komorowskiego, podejmował nie prezydent, ale jego szef Kancelarii. - Zwierzchnikiem Kancelarii nie jest prezydent, tylko szef, i to on ponosi odpowiedzialność za decyzje. Prezydent nie może mu nic w sprawach Kancelarii polecić, bo za nią nie odpowiada. Szef Kancelarii zastosował rozwiązanie oszczędne i rozsądne, bo przecież prawo pozwala zakupić nowy sprzęt albo skorzystać ze sprzętu, który już jest na wyposażeniu Kancelarii. Gdyby Kancelaria zapłaciła za nowe wyposażenie, to wszyscy byliby zadowoleni? Bzdura. A magazyny Kancelarii nadal byłyby przepełnione rzeczami, które już nikomu nie są przydatne - przekonuje prof. Nałęcz. Złośliwi wytykają jednak i to, że przecież Bronisław Komorowski, odchodząc z urzędu, ogołocił Kancelarię, zostawiając pustki w kasie.

- Zabranie z Kancelarii Prezydenta przedmiotów do biura byłego prezydenta też jest bardzo smutne. Pokazuje prawdziwość tej formuły Leszka Millera, że mężczyznę poznajemy po tym, jak kończy. Bronisław Komorowski kończy smutno, żałośnie i te oceny, że miał być prezydentem, który Polsce nie przynosi wstydu w porównaniu z jego poprzednikami, ze szczególnym uwzględnieniem Lecha Kaczyńskiego, były wyraźnie przedwczesne. Ale tak jak okazja czyni złodzieja, tak brak uwarunkowań politycznych stwarza okazję do tego, by byli prezydenci jeździli na tak zwane wykłady, które wykładami nie są, a są raczej użyczaniem twarzy, by uczestniczyli w kontaktach reklamowych - mówi dr Jabłoński. Pytanie, z czego to wynika? Czy to oznacza, że prezydenci tak przyzwyczajają się do luksusu, w jakim żyją, sprawując najwyższy urząd w państwie, że po odejściu muszą rzucać się w wir gorączkowych zarobków, aby ten status luksusu utrzymać? - Trzeba by zapytać o to psychologów, może psychiatrów, ale jeśli przyzwyczaili się do luksusu, zanim byli w stanie przyzwyczaić się do reprezentowania godności, to jest dopiero smutne. Wydaje się, że to warunki tworzą tego typu kompromitujące zachowania. Oni czują się teraz w tym dorobkiewiczostwie bezkarni, bo kto im może teraz coś zrobić? To kwestia dobrego obyczaju, kultury politycznej, a jeśli jej nie ma, to mamy to, co mamy - odpowiada dr Jabłoński.

Wiesław Gałązka wspomina, że miał przyjemność poznać prezydenta Komorowskiego, gdy ten zaprosił go kiedyś na debatę do Pałacu Prezydenckiego. - Byłem pod wrażeniem jego postaci. Radził sobie znakomicie i wcale nie był „wujaszkiem gajowym”. Byłem zaskoczony, że mając takie doświadczenie polityczne, bo przecież prezydentem nie zostaje się z przypadku, no, chyba że mówimy o panu Dudzie, a zatem mając doświadczenie i jako marszałek Sejmu, i długoletnią pracę partyjną, dał sobie wmówić czy uwierzył w sondaże. Potrafił zaniedbać swoją kampanię. I w czasie kadencji też nie sprzedawał się we właściwy sposób. Zwycięstwo Dudy było na zasadzie - nie chcemy ciepłej wody w kranie, wolimy zimny prysznic. Komorowski nie jawi się źle i jeszcze do polityki powróci. Błąd straszny zrobiła, moim zdaniem, PO, bo należało po zakończeniu jego prezydentury doprowadzić do tego, by to on stał się liderem PO, a nie pani Kopacz, która pogrąża Platformę. Myślę, że odejście Kopacz o 5 proc. zwiększyłoby popularność PO. A gdyby Komorowski stanął na czele, mielibyśmy mniej drapieżny obraz tej partii - wnioskuje.

Tomasz Nałęcz zdradza, że osobiście odradzał prezydentowi rzucenie się w wir bieżącej polityki. - Były prezydent do polityki powinien zachować pewien dystans, a na pewno powinien inaczej zaznaczać się w polityce, niż to robią na bieżąco parlamentarzyści, ministrowie, liderzy partyjni. Zwłaszcza że trwa gorący czas kampanii wyborczej i zaangażowanie w politykę musiało być siłą rzeczy rabunkowo-wyborcze. Odradzałem prezydentowi takie zachowanie, łącznie z kandydowaniem, bo przecież miał takie propozycje - mówi prof. Nałęcz. Uważa, że ze swoim dorobkiem w polityce Bronisław Komorowski świetnie odnajdzie się jako wykładowca na niepublicznej uczelni Collegium Civitas, gdzie stworzono dla byłego prezydenta nową jednostkę organizacyjną pod nazwą Centrum Praktyki Politycznej Bronisława Komorowskiego. - Akurat ja należałem do tych, którzy gorąco wspierali takie jego zamiary. Sam wróciłem na uczelnię, w kontaktach z prezydentem widziałem, że jest naprawdę urodzonym nauczycielem, zresztą pozbawiony możliwości wykonywania jakiejkolwiek innej pracy pracował kiedyś jako nauczyciel w niższym seminarium duchownym w Niepokalanowie. Na całym świecie praktykowane jest takie rozwiązanie, że byli prezydenci są zatrudniani na prestiżowych uczelniach. Najlepsze na świecie uczelnie wiedzą, że bardzo dobrze robi czystej nauce domieszka wiedzy praktycznej. Prezydent nie ukrywa tego, że będzie na uczelnię wnosił swoją wiedzę praktyczną i swoje doświadczenie, a nie swoje studia akademickie. Bo przecież nie one będą atutem magistra Komorowskiego na uczelni, nie wielkość jego naukowego dorobku, chociaż akurat trochę pozycji związanej z historią prezydent ma, z dawniejszych jeszcze czasów, kiedy mniej go absorbowały te wysokie funkcje państwowe. Zrozumiała jest też działalność jego instytutu, który działał będzie w formule fundacji, a na razie jest w stanie organizacji - mówi prof. Nałęcz. Spotyka się z prezydentem i wie, że Bronisław Komorowski dobrze się teraz czuje. - Poza zaskoczeniem i wstrząsem, który prezydent przeżył 10 maja, poznawszy wynik I tury wyborów, to potem te opowieści, że jest oszołomiony, nie może się pozbierać, były nieprawdziwe. Wielokrotnie przy mnie powtarzał: „Bolesny werdykt demokracji, ale przecież pół życia mojego walczyłem o demokrację, to się nie mogę obrażać na jej werdykty. Sam tego chciałem i nie żałuję”.
Wiesław Gałązka jest przekonany, że Bronisław Komorowski pewnie w politykę będzie się angażował. - Kto zabroni wykładowcy angażować się w politykę? Pan prezydent Duda też jeździł z wykładami, zanim został prezydentem, i zdaje się, ciągle jeszcze ma etat na swojej uczelni - pozwala sobie na przytyk Wiesław Gałązka.

Wojciech Jabłoński bez ogródek mówi, że jeśli Bronisław Komorowski nie dba o swój wizerunek w tak banalnych sytuacjach jak ta związaną z biznesem, to jego przyszłość widzi marnie. - Zresztą i twarda polityka pokazała, że Komorowski jest już zbędny. Przecież on miał być twarzą Platformy w tej kampanii. To się nie stało. Za referendum kosztujące 100 mln Komorowski do tej pory nie przeprosił, a ta decyzja była przyczyną głębokiego sporu i niechęci ze strony dużej części środowisk Platformy. Myślę, że brakuje mu kręgosłupa politycznego, żeby ten człowiek coś zdziałał. Jeśli on się wzoruje na Wałęsie i robi za pieniądze, to podobnie może być z jego instytutem. Jak z instytutem Lecha Wałęsy, który poza wypaleniem paru płyt i wydaniem paru kolorowych folderów na temat przełomu roku ’89, w zasadzie politycznie nic nie zdziałał. Widzę tu kosztowną, zupełnie niepotrzebną działalność, która polskiej polityce nie pomoże, natomiast polskiemu wizerunkowi może zaszkodzić - mówi. Podsumowanie, którego dokonuje dr Jabłoński, nie napawa optymizmem. Bo też charakterystyczne jest to, że w Chicago połączyło dwóch prezydentów, którzy mimo że walczyli o drugą kadencję, to jej nie zdobyli. - I wypada się cieszyć, że jej nie zdobyli. Kto wyczuł po tych wszystkich wpadkach Komorowskiego, po tych wszystkich idiotycznych wypowiedziach, których udzielał podczas okresu pełnienia urzędu, to na niego nie głosował. Problemem jest to, że musimy tych ludzi tolerować w roli honorowych prezydentów już po tym, gdy oddają urząd. To jest smutne, bo nie jesteśmy w stanie nic z nimi zrobić. Ale polscy prezydenci, wybrani od czasów Wałęsy, łącznie z nim, to nie był jakiś przykład wybitnej kultury politycznej. Tylko to nam umykało. O dziwo, dowiadujemy się, kim był nasz prezydent, dopiero wtedy, kiedy on tym prezydentem formalnie być przestaje, ale wciąż tym tytułem jest określany - dodaje Jabłoński.

Dziś ta głośna i pełna krytyki wrzawa wokół prezydenta Komorowskiego jest tym bardziej kontrastowa, jeśli przypomnimy sobie, jak w czasie trwania jego prezydentury budowany był jego wizerunek. Mąż stanu, człowiek poważny i godny, błyskotliwy, może czasem zbyt rubaszny, ale to się przecież ludziom podoba, liczy się to, że jest koncyliacyjny, wybiera zgodę, a nie awantury. W takim przekonaniu trwali jego współpracownicy, tak też widziała to część mediów nadająca ton publicznej opinii. Dziś możemy się zastanawiać, czy to była rzeczywistość, czy tylko pozory, które dla tej rzeczywistości stanowiły przekonującą alternatywę. Znawcy socjotechniki i manipulacji, no i oczywiście służby specjalne zgadzają się z tym, że pozory łatwiej kontrolować niż fakty, a kiedy te fakty stają się zbyt drastyczne, zawsze można je przykryć pogodną wersją sytuacji. Wygląda na to, że nie zawsze jednak da się uszyć taki pokrowiec, który przykryłby prawdziwe fakty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Komorowski, Wałęsa i Cinkciarz.pl. Promocja polskiego biznesu czy obciach prezydentów? - Gazeta Wrocławska

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany