Elektryki często są do kupienia od ręki
Na zamówiony samochód z silnikiem spalinowym czeka się obecnie ponad pół roku. Fabryki nadal nie mogą sobie poradzić z paraliżem, który wywołały gospodarcze skutki pandemii. Brakuje części i komponentów. Oczekiwanie najbardziej wydłuża decydowanie się na dodatkowe wyposażenie podczas zamawiania auta - często niezbędne w oczach klientów. Dłuższa kolejka czeka nas nawet, jeżeli podejmiemy decyzję o instalacji automatycznej - a nie manualnej - skrzyni biegów, co w przypadku większości nowych modeli uchodzi dziś za standard. Zamawiając dodatkowo takie wyposażenie, jak: kamery cofania, szyberdach, nawigacja czy czujniki parkowania - oczekiwanie na samochód możemy wydłużyć do nawet dwóch lat. Dealerów nie dziwi, że sfrustrowani klienci spoglądają wtedy w kierunku pojazdów elektrycznych. Często są one dostępne od ręki. Prócz tego, elektryki to na chwilę obecną dodatkowe przywileje dla kierowcy.
Dopłaty i przywileje
Największym jest rządowa dopłata do pojazdu. W ramach programu „Mój Elektryk”, rząd zaplanował przez pięć lat dofinansowywać zakup aut bezemisyjnych. Można ubiegać się o maksymalnie 27 tys. zł dopłaty na elektryczny samochód osobowy. Musimy spełnić dwa warunki: kupić pojazd, którego cena nie przekroczy 225 tys. zł oraz zadeklarować min. 15 tys. km rocznego przebiegu. Przy braku tej deklaracji potencjalna dopłata zostanie zmniejszona do 18,75 tys. zł. W przypadku posiadania Karty Dużej Rodziny pełne dofinansowanie (27 tys. zł) uzyskamy bez spełnienia powyższych warunków. Oprócz benefitów finansowych elektrykiem legalnie pojedziemy buspasami oraz zaparkujemy za darmo w płatnych strefach. Do tych przywilejów dołączy też możliwość przemieszczania się po tzw. strefach czystego transportu, gdy te powstaną w centrach polskich miast. Wszystko brzmi pięknie. Emocje studzą posiadacze samochodów z silnikami hybrydowymi. Przez długie lata parkowali za darmo lub ze zniżkami, ale od 2020 roku duże miasta zaczęły traktować hybrydy na równych zasadach, co auta napędzane silnikami spalinowymi.
- Elektryki zapewne czeka to samo, kiedy pojawi się ich więcej, ale i tak rozważam taki zakup. Na oku mam peugeota 208. W wersji elektrycznej z dopłatą od rządu wyniósłby mnie ok. 100 tys. zł. Normalny, napędzany benzyną, to wydatek rzędu 80-90 tys. zł. Różnica nie jest duża - mówi pan Jarek, od trzech lat właściciel Toyoty Corolli z napędem hybrydowym.
W Norwegii - w styczniu tego roku - niemal 84% wszystkich zarejestrowanych samochodów stanowiły elektryki. W Polsce jesteśmy nadal daleko w tyle, ale zaczynamy się rozkręcać. Wg danych z końca kwietnia 2022, po naszym kraju jeździ łącznie ponad 46 tys. elektryków. Liczba ich rejestracji zwiększyła się o 44 proc. w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej.
- Od czterech lat park osobowych samochodów z napędem elektrycznym powiększył się prawie ośmiokrotnie, podczas gdy sieć ogólnodostępnych stacji ładowania zaledwie trzykrotnie. Ta dysproporcja będzie stale się powiększać, jeżeli nie zostaną wdrożone instrumenty wspierające rozbudowę infrastruktury – mówi Maciej Mazur, Dyrektor Zarządzający Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych.
Z takim autem mogą być kłopoty
Łódź pozostaje daleko w tyle w rankingu ilości stacji ładowania. Działa u nas 38 takich punktów. Dla porównania, w Warszawie jest ich ponad 200, a w Gdańsku - 120. Jesteśmy na 10. miejscu w Polsce. Wyprzedzają nas nawet Olsztyn i Sosnowiec. W tym drugim władze miasta chcą do końca roku przygotować ponad 100 punktów do ładowania aut elektrycznych. Na samych Bałutach, poza punktami w Manufakturze, znajdują się dwie takie stacje. Jedna przy ul. Srebrzyńskiej, druga na ul. Lutomierskiej. Ciężko sobie wyobrazić, aby przy tak kulejącej infrastrukturze miejskiej, na samochód elektryczny mógł zdecydować się mieszkaniec bloku, nie posiadający dostępu do garażu. Zwracał na to uwagę w wywiadzie z Expressem Ilustrowanym Jacek Chrzanowski, łodzianin, światowej klasy projektant samochodów elektrycznych.
- Główne problemy elektryków są dwa: tragiczna bateria oraz fatalna infrastruktura w miastach. Obie te rzeczy wynikają z lat zaniedbań i zniechęcają potencjalnych nabywców. Osobiście nie jeżdżę samochodem elektrycznym, bo nie mieszkam w domu, w którym mógłbym ten samochód parkować i tanio ładować, wykorzystując np. panele fotowoltaiczne. Nie widzę szans, żeby ktokolwiek mieszkający w bloku mógł sobie obecnie pozwolić na komfortowe korzystanie z elektryka - mówił Chrzanowski.
Strefa Biznesu - inwestycje w samochody klasyczne
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?