Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Błachowicz wygrał w jaskini lwa! Polak coraz bliżej walki o pas mistrza UFC

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Jan Błachowicz i Jacare
Jan Błachowicz i Jacare AGIFP/Associated Press/East News
Najwyżej notowany polski zawodnik MMA Jan Błachowicz w sobotniej walce wieczoru gali UFC Fight Night 164 nie zachwycił, ale pokonał legendarnego Jacare, czyli Ronaldo Souzę. Po pięciu rundach Polak wygrał niejednogłośną decyzją sędziów.

"Wszyscy się wkurzają, ale ja jestem zadowolony. Jan i Jacare uśpili mi dziecko. Dzięki, chłopaki! Chyba będę musiał wam zapłacić stawkę jak dla niani" - żartował po gali w Sao Paulo Derek Brunson. Zawodnik UFC, który dwukrotnie mierzył się z Jacare (w obu przypadkach to Brazylijczyk go uśpił za pomocą ciosów), wytrzymał do końcowej syreny. Wielu kibiców miało z tym problem. I to nie tylko tych przed telewizorami, krzesełka w hali Ginásio do Ibirapuera pustoszały jeszcze w trakcie walki.

Do miana najbardziej emocjonujących 25 minut w historii UFC walce Jana Błachowicza (25-8) z Ronaldo "Jacare" Souzą (26-8) było daleko co najmniej jak z Polski do Brazylii. Obaj zawodnicy przed pojedynkiem okazywali sobie mnóstwo szacunku. Tak samo było, niestety dla widowiska, w Oktagonie. Żaden nie podjął ryzyka, nie spróbował czegoś szalonego. Polak obawiał się fenomenalnych umiejętności parterowych rywala (jednego z najlepszych grapplerów swojego pokolenia), Brazylijczyk siły fizycznej i nokautującego ciosu Błachowicza. Przez sporą część pięciu rund obaj trzymali się w szachu.

Mnóstwo uników bez wyprowadzonych ciosów, lekka presja Jacare, Polak cofający się pod siatkę, gdzie rywal klinczuje i szuka możliwości sprowadzenia do parteru. Trochę zapasów, doskonała obrona "Cieszyńskiego Księcia", rozerwanie klinczu i... powtórka z rozrywki. Tak w skrócie wyglądała ta walka przez pierwsze trzy rundy. Akcji i celnych ciosów niewiele. Błachowicz trafiał głównie lowkickami, podobnie jak jego rywal, który polował też na swój firmowy prawy overhand.

Polak nieco podkręcił tempo w trzeciej rundzie, w czwartej i piątej był już wyraźnie agresywniejszy od rywala, którego zawiodły solidnie okopane nogi (przyznał później, że w drugiej połowie walki miał duże problemy mięśniowe). Statystyki ciosów nie pozostawiały wątpliwości: Błachowicz trafił 105 razy na 205 prób (z czego 71 uznano za uderzenia "znaczące"), Brazylijczyk 56 z 88 (20 znaczących). Pierwsze trzy odsłony były jednak niesamowicie wyrównane, a z decyzjami sędziów na terenie rywala bywa różnie, Błachowicz nie mógł więc czuć się pewnie przed odczytaniem werdyktu.

Pierwszy sędzia punktował 48:47 dla Jacare, dwaj pozostali wskazali jednak na Błachowicza (również 48:47, przyznali mu rundy 3-5) i to on mógł się cieszyć ze zwycięstwa. Już szóstego w siedmiu ostatnich pojedynkach. Wydaje się jednak, że Polak nie zbliżył się specjalnie do wymarzonej walki o pas mistrza wagi półciężkiej. Poprzedni triumf, przez brutalny nokaut z byłym czempionem wagi średniej Luke'iem Rockholdem (16-5) odbił się głośnym echem w całym świecie MMA. Z walki w Sao Paulo wielu zapamięta przede wszystkim zabawny komentarz wspomnianego na początku Brunsona.

- Wiem, że to nie była moja najlepsza walka. Przed ogłoszeniem werdyktu czułem jednak, że ją wygrałem. Dlaczego nie było dobrze? Nie czułem dystansu, brakowało mi "timingu". Mogłem zrobić coś więcej, wykorzystać umiejętności stójkowe. Jacare był jednak świetnie przygotowany. To legenda, znakomity zawodnik - tłumaczył po walce Błachowicz.

Oficjalnie mistrz Jon Jones (25-1) nie ma jeszcze rywala do następnej obrony. Amerykanin zdradził jednak niedawno w mediach społecznościowych, że zawalczy 8 lutego w Houston, a jego następny przeciwnik jest niepokonany. W czołowej "15" rankingu UFC wagi półciężkiej jest tylko jeden taki fighter, Dominick Reyes (12-0). Oficjalnie tych doniesień jeszcze nie potwierdzono. Być może spektakularny występ Błachowicza pozwoliłby mu wyprzedzić "Dewastatora" w kolejce (Polak jest szósty w rankingu, kalifornijczyk czwarty). Wobec niezbyt ekscytującej walki raczej będzie musiał poczekać na swoją szansę. Choć przed kamerami nie omieszkał zaprosić Jonesa do tańca.

- Co teraz? Chcę kogoś z topu. Dlaczego nie walka o pas? Jestem na nią gotowy. Jon, zróbmy to. Nie mam dużo czasu, powalczę jeszcze ze trzy lata i kończę karierę. Albo teraz, albo nigdy - zapowiedział na gorąco po pojedynku.

- Czy taki występ wystarczy do walki o pas? Nie wiem, zobaczymy. Jestem przekonany, że zasługuję na szansę walki z Jonem Jonesem. Jeśli będzie bił się z Reyesem to nie ma problemu, mogę zaczekać na zwycięzcę - dodał.

UFC może mieć jednak inny pomysł na przyszłość Polaka. Sensowna wydaje się walka z piątym w rankingu Coreyem Andersonem (13-4), który ma na koncie cztery zwycięstwa z rzędu. Tym bardziej, że Błachowicz ma z Amerykaninem stare rachunki do wyrównania. We wrześniu 2015 r. przegrał z nim jednogłośną decyzję sędziów.

Z Polakiem chętnie zmierzyłaby się ostatnia ofiara Andersona, Johnny Walker (17-4). Brazylijczyk był na gali i rzucił w mediach wyzwanie Błachowiczowi. Walka z 30-letnim "Overtime'em" jako potencjalny eliminator do pasa jest jednak dużo bardziej realna niż pojedynek z 11. w rankingu zawodnikiem powracającym po ciężkim nokaucie.

Trwa głosowanie...

Czy Jan Błachowicz dostanie szansę walki o pas UFC?

ZOBACZ TEŻ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Jan Błachowicz wygrał w jaskini lwa! Polak coraz bliżej walki o pas mistrza UFC - Sportowy24

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany