Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak złodzieje golili Gillette na Nowym Józefowie

Bohdan Dmochowski
Na ponad 330 tys. zł oszacowano wartość głowic do golarek skradzionych ostatnio z fabryki Gillette na Nowym Józefowie. Wystarczyło pięć minut strachu, by zapakowane na ciężarówkę dwie palety z łupem spokojnie wyjechały za obserwowaną przez kamery i ludzi bramę. Ale ten ostatni duży skok nie był ani jedyny, ani rekordowy.

Policjanci odzyskali tylko część łupów skradzionych <br>w listopadzie 2008 r. przez szajkę ochroniarzy.

Otwarta w Łodzi 7 czerwca 2006 roku Gillette, największa na świecie fabryka ostrzy i maszynek do golenia, od początku istnienia ma wstydliwy problem. Nazywa się on - kradzieże. Dotychczas było ich zastanawiająco dużo, jak na wybudowany i wyposażony kosztem 120 milionów euro obiekt, strzeżony przez elektroniczne czujniki, kamery i kilkudziesięcioosobowy kordon ochroniarzy.


W skarpetkach i pod mundurem

Materiały ze śledztw prowadzonych tylko przez III komisariat na Polesiu mówią aż o 37 złodziejskich incydentach. Były też inne, ale rozpracowywali je funkcjonariusze z sekcji do walki z przestępczością gospodarczą Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. A wszystko zaczęło się niewinnie, tuż po uroczystym otwarciu fabryki, gdy strażnik wymacał pod kapotą jednej z wychodzących z fabryki osób kilka maszynek do golenia. W pierwszym roku funkcjonowania firmy policja z poleskiego komisariatu otrzymała jeszcze jedno zawiadomienie o próbie wyniesienia maszynek na kwotę 340 zł. Ale w 2007 roku ostrza i golarki już zaczęły wypływać strumykiem. Złapano 13 sprawców kradzieży. Rekordzista przywłaszczył sobie 500 maszynek.

Wyjątkowym, jak dotychczas, pod względem "golenia" firmy Gillette przez złodziei okazał się rok 2008. W czerwcu było nawet śmiesznie, bo 22-letni pracownik nocnej
zmiany próbował wynieść 30 nożyków... w skarpetkach. Ale to, co nastąpiło trzy miesiące później, na motyw w komedii kryminalnej się nie nadaje. W październiku wybuchł skandal po wykryciu przez policję 12-osobowej szajki, w której rej wodziło... 11 pracowników Koncesjonowanego Biura Ochrony Servo, które do dziś strzeże w sile około 80 ludzi łódzkie Gillette, między innymi przed rabusiami. Łupem sprawców w mundurach służbowych z plakietką tego biura padł towar o wartości ponad 263 tys. złotych.

Schemat działania był prosty. Zamieszani w proceder ochroniarze kradli towar z linii produkcyjnych, a gdy wychodzili do domu, nie byli kontrolowani przez wtajemniczonych w sprawę kolegów po fachu.
Kilka dni temu dyrektor Servo powiadomił przez sekretarkę dziennikarza "EI", że w sprawie tej i innych kradzieży w fabryce nie udzieli żadnych informacji "ze względu na interes klienta" (czytaj- Gillette).

Banda siedmiorga
Jakby tego było mało, pod koniec listopada 2008 roku wpadł gang, który z magazynów wyrobów gotowych wywiózł towar łącznej wartości ponad 2 mln zł!
Już w lipcu policjanci z sekcji do walki z przestępczością KM Policji otrzymali informację, że z terenu fabryki giną znaczne ilości maszynek. Po 4 miesiącach śledztwa, zatrzymano 7 osób, w tym 24-letnią kobietę. Sześcioro zatrzymanych pracowało w firmie kuriersko-spedytorskiej, która zajmowała się dystrybucją gotowych palet z maszynkami. W procederze brały też udział osoby zatrudnione w różnych działach Gillette. Zaczynało się od nieznacznego uszkodzenia palet z maszynkami, aby zamiast do sprzedaży trafiały do zniszczenia. W kolejnym magazynie palety dostawały nowe, podrobione papiery, dzięki którym wyjeżdżały poza bramę jako pełnowartościowe i trafiały do odbiorców. Po opuszczeniu fabryki trefne dokumenty były niszczone.

Więcej w dzisiejszym, piątkowym wydaniu Expressu Ilustrowanego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany