Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to jest być rodzicem zastępczym - opowiada Bogusława Dąbrowska, mama zastępcza Fundacji Happy Kids

Magdalena Jach
Magdalena Jach
Bogusława Dąbrowska, zastępcza mama Happy Kids
Bogusława Dąbrowska, zastępcza mama Happy Kids mat.pras.
Pod koniec 2021 r. funkcję rodziny zastępczej pełniło blisko 19 tys. małżeństw i prawie 17 tysięcy osób „samotnych”. Jednak jest to niewystarczająca liczba. Wciąż 16 tysięcy dzieci przebywa w placówkach instytucjonalnych i czeka na prawdziwy dom (źródło: GUS 2021). Taki dom, pełen rodzinnego ciepła, mogą zapewnić im właśnie rodzice zastępczy - jak Bogusława Dąbrowska, mama zastępcza Fundacji Happy Kids, która do tej pory wraz z mężem dała miłość i bezpieczeństwo blisko 20 dzieci.

Bogusława Dąbrowska mówi szczerze o byciu rodzicem zastępczym

Dzieci nauczyły nas pokory do życia
Historia pani Bogusi z rodzicielstwem zastępczym rozpoczęła się przeszło 22 lata temu.

– Wszystko zaczęło się od mojego wtedy 6-letniego synka, który bardzo chciał mieć rodzeństwo. Któregoś dnia przyszedł do mnie i powiedział, że nie chce być już dłużej jedynakiem. Myślę, że ta sytuacja miała związek z tym, że pochodzę z rodziny wielodzietnej, a mojemu synowi podobało się to, że ma dużo kuzynostwa. Od tego czasu myśl o drugim dziecku stopniowo kiełkowała w mojej i męża głowie. W końcu postanowiliśmy spróbować, jednak lekarze już od początku dawali mi tylko 1% szans na ponowne zajście w ciążę. Po dwóch latach bezowocnych starań, podjęliśmy decyzję o adopcji. Po przejściu wstępnej kwalifikacji okazało się, że zaszłam w ciążę. Ten 1%, który lekarz zostawił na cud, właśnie się spełnił. A my z mężem musieliśmy podjąć kolejną bardzo ważną decyzję: czy kontynuować proces adopcji. Nie chcieliśmy wycofywać się z pieczy zastępczej. Wierzyliśmy w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Będąc w 7 miesiącu ciąży dowiedziałam się, że jest 3,5 roczna niepełnosprawna dziewczynka, która szuka domu. Dzieciom cierpiącym na różne choroby i problemy zdrowotne jest o wiele trudniej go znaleźć… Poczułam z mężem, że to nasza misja. Staliśmy się więc jej rodziną zastępczą. Miało być to pierwsze i jedyne dziecko, które wzięliśmy pod swoje skrzydła. Jednak 2 lata później szukano domu dla jej braciszka. Tym sposobem opiekowaliśmy się nie jednym, a czwórką dzieci: dwójką biologicznych i dwójką z pieczy. Po kolejnych 2 latach okazało się, że jest rodzina we Włoszech, która chciałaby adoptować rodzeństwo... i tak też się stało. Z tego co wiem są tam szczęśliwi.

Zastępcza mama, zastępczy tata
Po dwójce pierwszych dzieci, była kolejna dwójka, później 3-miesięczna dziewczynka, której mama miała depresję, a następnie nastolatek w wieku ich biologicznego syna. Małżeństwo zdecydowało się po 10 latach założyć Rodzinny Dom Dziecka. Jednak nie było to możliwe w ich regionie, bo tam rodzinne formy pieczy zastępczej rozwijały się bardzo wolno. Postanowili szukać na własną rękę i tak trafili na ogłoszenie Fundacji Happy Kids, która prowadzi Rodzinne Domy Dziecka od ponad 20 lat. Współpraca z nimi wiązała się z przeprowadzką 400 km, ale dla pani Bogusi i jej męża dobro dzieci było najważniejsze. I tak już od 12 lat prowadzą Rodzinny Dom Dziecka Fundacji Happy Kids w województwie łódzkim.

– Na Podlasiu mieliśmy rodzinę, mogłam liczyć na ich pomoc, a tutaj mamy Fundację, która nas wspiera, zapewnia pomoc psychologa czy pedagoga – mówi pani Bogusia.

Bycie rodzicem czasem bywa trudne, dotyczy to również opieki nad biologicznymi dziećmi. W przypadku dzieci z domów dziecka wyzwań może być jeszcze więcej.

- Do domów dziecka dość rzadko trafiają sieroty, najczęściej są to dzieci, które mają jedno albo nawet oboje rodziców biologicznych. To, że znalazły się one w takim, a nie innym miejscu, to głównie efekt, mówiąc bardzo delikatnie, „zaniedbania” ze strony dorosłych. Mam na myśli takie sytuację, gdy w grę wchodzi alkohol i przemoc domowa. Takim dzieciom bardzo trudno się otworzyć. Wymaga to wiele pracy i cierpliwości nie tylko rodziców zastępczych, ale również terapeutów – mówi pani Bogusia. – W przypadku młodszych dzieci jest czas na wychowanie, w przypadku starszych bardziej chodzi o nawiązywanie relacji.

Jeszcze trudniej jest, gdy w grę wchodzi opieka nad dziećmi z niepełnosprawnościami.

– Podjęliśmy się wychowywania czwórki niepełnosprawnych dzieci. Potrzebowaliśmy z mężem czasu, aby nauczyć się funkcjonować z nimi, wspierać je. Musiałam dokształcić si. Dużo czytałam o przebiegu rozwoju dzieci niepełnosprawnych. Problem stanowili też urzędnicy, lekarze… nie wszyscy byli na tyle empatyczni i wyrozumiali. Musiałam zabiegać o takie rzeczy, jak przyjęcie niepełnosprawnego dziecka poza kolejką do lekarza, bo mimo że przepisy mówią o tym wyraźnie, to w rzeczywistości nie wszyscy ich przestrzegają. To mnie nauczyło asertywności. Nie interesowało mnie to, że ktoś mnie negatywnie oceni. Robiłam to dla dzieci, bo poza mną nie miały nikogo, kto mógłby o nie zawalczyć – opowiada pani Bogusia.

Dziś pani Bogusia z mężem wychowuje 7 dzieci, w tym 4 niepełnosprawnych: 2 bliźniaków (15 l.) oraz 2 bliźniaczki (7 l.).

– Pierwszy raz zobaczyłam Pawła i Kubę, gdy pojechaliśmy ich odwiedzić w domu dziecka. Całą noc borykaliśmy się z mężem z myślą, czy damy radę. Doszliśmy do wniosku, że nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy. Wiedzieliśmy, że jeśli my się nie zdecydujemy, to nie będą mieli oni szans na rodzinę. Pierwszy rok był ciężki, ale było warto – opowiada pani Bogusia. - W przypadku bliźniaczek sprawa również nie jest prosta. Dziewczynki mają duże problemy ze wzrokiem. Najbliższy specjalista, do którego trzeba z nimi jeździć raz w tygodniu, znajduje się za Łodzią, czyli 140 km od Rodzinnego Domu Dziecka pani Bogusi. Gdyby nie darczyńcy pozyskani przez Fundację Happy Kids, rodzina nie miałaby możliwości finansowych, aby zapewnić dzieciom odpowiednią opiekę.

Życie rodzica zastępczego ma moc pozytywnych aspektów.

–Ogromną radość sprawiają mi małe sukcesy dzieci, jak np. nauka jazdy na rowerze czy zawiązanie pierwszy raz samodzielnie bucików. Nie ma nic piękniejszego, gdy dziecko na naszych oczach się rozwija. Mam wielką satysfakcję ze swojej pracy… Miłość może nie leczy wszystkich ran dziecka, ale sprawia, że otwiera się ono na świat – podkreśla mama zastępcza.

Część wychowanków Rodzinnego Domu Dziecka nr 5 w Lubczynie już się usamodzielniła.

– Bardzo nas cieszy, gdy któryś z naszych wychowanków zadzwoni lub wpadnie z wizytą. To dla nas potwierdzenie, że sprawdziliśmy się jako rodzice. Bycie rodzicem to korzyść obustronna. Dzieci nauczyły nas pokory do życia, umiejętności akceptowania pewnych rzeczy, na które nie mamy wpływu. Jeśli jakiegoś planu nie uda się zrealizować, to trzeba ze spokojem wprowadzać kolejny. I asertywności, o której już wcześniej wspominałam. Z pewnością nie jest to prosta droga. Czasem są momenty zwątpienia. Ale finalnie, pod koniec dnia, wiesz, że robisz coś, co ma znaczenie. Dlatego gdybym mogła cofnąć się o 22 lata wstecz, nie zmieniłabym swojej decyzji. Wszystkie osoby, które zastanawiają się nad byciem rodzicem zastępczym serdecznie zachęcam do kontaktu np. z Fundacją Happy Kids. Nie musisz od razu podejmować decyzji, ale spróbuj. Może okaże się, że to coś dla ciebie i tym samym dasz miłość chociaż jednemu bardzo potrzebującemu tego dziecku, a w zamian zyskasz więcej niż mógłbyś sobie wyobrazić.

(opr. M.Jach)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany