Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iwanow: "Łabędzi śpiew" Realu Madryt, "majsterkowanie" Guardioli i finał Ligi Mistrzów z PSG?

BG
Komentator i ekspert Polsatu Bożydar Iwanow w wywiadzie dla Polska Times zdradza, czy jego zdaniem Bayern Monachium awansowałby do kolejnej rundy Ligi Mistrzów z Robertem Lewandowskim w składzie i stara się przewidzieć, kto zagra w finale w Stambule. - Dawno nie widziałem drużyny grającej tak nowocześnie, nieszablonowo w ataku, a jednocześnie z nieprawdopodobną dyscypliną i organizacją w obronie - mówi o jednym z półfinalistów Champions League

Jesteśmy po ćwierćfinałach Ligi Mistrzów, a w tym po najciekawszym meczu Bayernu Monachium z Paris Saint-Germain. To było świetne i zaskakujące widowisko, bo w pierwszym spotkaniu przegrali lepsi Bawarczycy, a w rewanżu było odwrotnie. Czy awans PSG to sprawiedliwy wynik?

Futbol to jedna z najbardziej niesprawiedliwych dyscyplin sportu. Wcale nie musisz być lepszym na boisku, by wygrać. Pewnie także dlatego tak bardzo kochamy piłkę, bo jest nieprzewidywalna i niesie ze sobą mnóstwo niespodzianek. Czy taką jest odpadnięcie Bayernu z PSG? Nie powiedziałbym, już w ubiegłorocznym finale podczas turnieju w Lizbonie paryżanie byli o włos od sukcesu. Gdyby nie słaba dyspozycja Thilo Kehrera na prawej obronie, a z drugiej strony fantastyczna postawa Manuela Neuera, tamten mecz mógłby trwać dłużej niż 90 minut. Wtedy ani Kylian Mbappe ani niesamowity teraz, szczególnie w rewanżu Neymar, nie prezentowali takiej dyspozycji jak obecnie. W Monachium przebieg spotkania ustawiła szybko stracona przez Bayern bramka. I to po złym - co zaskakujące - zachowaniu Neuera. Brak Roberta Lewandowskiego, koronawirus Serge’a Gnabry’ego, kontuzje Leona Goretzki i Nicolasa Suele już w trakcie spotkania, to była plaga nieszczęść, która trafiła na Bawarczyków akurat w tak ważnym momencie europejskich zmagań. Ale tak po prawdzie, PSG też było bez swojego dyrygenta i „mózgu” Marco Verrattiego czy podstawowych bocznych obrońców. Kontuzji w Monachium doznał talizman obrony Marquinhos. Tylko, że w przeciwieństwie do Hansiego Flicka Mauricio Pochettino miał większy wybór dobrych piłkarzy, z których w tym niełatwym dla siebie momencie mógł skorzystać.

No właśnie, a jak wyglądałby ten dwumecz Robertem Lewandowskim w składzie? Czy Bayern dziś czekałby na półfinał?

Tego nigdy się nie dowiemy, ale… raczej tak. Bez Polaka, jak również bez Gnabry’ego, sposób gry był bardziej przewidywalny dla rywala. Pamiętamy ile szans w obu spotkaniach miał Bayern. Z udziałem Roberta z obrębu szesnastki siła rażenia byłaby dużo wyższa. „Lewy” poruszałby się także w innych sektorach boiskach, wyciągałby obrońców, mocniej ich absorbował niż Eric Choupo-Moting, który co prawda zdobył dwa gole, ale poza statystyką, która pozornie w jego wypadku w tych dwóch bojach wygląda dobrze, nie był w stanie dać drużynie tyle co Robert i trudno się o to zżymać. Taki klub jak Bayern powinien mieć w mojej opinii solidniejszego zmiennika dla Lewandowskiego. Ale wiemy jak wyglądały letnie transfery Hasana Salihamidzića. I dlaczego już latem Flick z Monachium będzie się żegnał. Wszyscy wiedzieliśmy, że ten sezon niósł ze sobą olbrzymie ryzyko spowodowane covidem i nadmiarem kontuzji związanych z intensywnością grania. O dziwo, Bayern się do tego odpowiednio nie przygotował.

Muszę zadać pytanie, które jakiś czas temu podzieliło piłkarskiego Twittera. Czy występ kapitana w meczu reprezentacji z Andorą, gdzie złapał uraz, był potrzebny?

Kontuzji Robert mógł doznać także kilka dni wcześniej z Węgrami, którzy nie przebierali w środkach i dość mocno przetestowali jego zdrowie. Wydarzyło się to z Andorą ale - szczerze mówiąc - w ogóle bym nie rozważał tego w kategoriach, czy powinien grać w tym meczu, czy zejść w przerwie, albo pięć minut wcześniej. Takie sytuacje to „part of the game” i trzeba się z tym liczyć w każdych okolicznościach. Uważam, że i tak ucierpiał na tym bardziej Bayern niż nasza reprezentacja.

Wracamy do Ligi Mistrzów i starcia Realu Madryt z Liverpoolem. Hiszpanie mimo osłabień pewnie awansowali do półfinału. To zaskoczenie, czy Królewscy udowadniają, że w Champions League czują się najlepiej?

Nie, bo faktycznie wygrywali ją w ostatnich latach częściej niż Primera Division więc staje się to już jakąś regułą, że łatwiej im w Lidze Mistrzów niż w krajowych rozgrywkach. Ale sądzę, że w tej budowie to już ich „łabędzi śpiew”. Era Modricia, Kroosa, Ramosa, Benzemy nie może trwać wiecznie. Gdyby z jakiegoś powodu zabrakło tego ostatniego, Real mógłby mieć taki sam problem jak Bayern bez Lewandowskiego. Francuz ma jednak ten komfort, że zrezygnowała z niego reprezentacja (śmiech).

W kolejnej rundzie Los Blancos zagrają z Chelsea, na którą przed sezonem raczej nikt nie stawiał. To im ułatwi sprawę, czy czarny koń jest w stanie namieszać?

Chelsea zaimponowała mi w obu meczach przeciw Atetico, z którym nikt nie lubi grać, a londyńczycy stłamsili ich w obu spotkaniach. Dawno nie widziałem drużyny grającej tak nowocześnie, nieszablonowo w ataku, a jednocześnie z nieprawdopodobną dyscypliną i organizacją w obronie, dzięki której Mendy nie musiał się specjalnie napracować. Ale to już historia, te mecze odbywały się na przełomie lutego i marca. Jesteśmy kilka tygodni później i Chelsea nie jest już zespołem „nie do trafienia”.

W drugim półfinale zagrają natomiast zespoły, które jeszcze nigdy nie wygrały Ligi Mistrzów, a to ich największe marzenie od lat. Odważy się Pan wytypować czy w finale zagra Manchester City, czy Paris Saint-Germain?

Nie, bo moje przewidywania, gdy mówię o nich głośno, rzadko się potwierdzają ale jeśli bym nie miał wyboru powiedziałbym, że „The Citizens”. Bo to drużyna najlepiej skrojona na covidowy sezon i najmniej cierpiąca, gdy wypada z niej najlepszy zawodnik albo nawet ich większa liczba. Czy nie radzili sobie bez De Bruyne? Czy muszą korzystać z typowego napastnika? Nie ważne jaka wyjdzie na plac jedenastka, zawsze będzie złożona z wysokiej jakości piłkarzy, na każdej pozycji. Guardiola może to ustawiać jak chce choć czasem zdarza mu się „przedobrzyć”, co widziałem na własne oczy w sierpniu w Lizbonie, gdzie jego „majsterkowanie” rozbroił Olympique Lyon i to Francuzów zobaczyliśmy w półfinałach,

W takim razie kogo zobaczymy w wielkim finale w Stambule?

Ciekawym smaczkiem byłoby spotkanie Thomasa Tuchela z Pochettino, a więc dwóch ludzi związanych jeszcze w tym sezonie z PSG, ale skoro uznałem, że City może wyeliminować PSG to nie ma co snuć takich rozważań. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie bo nie mam pojęcia, kto z pary Real - Chelsea wybierze się na finał.

Tydzień wcześniej zostanie też rozegrany finał Ligi Europy w Gdańsku. Ma Pan tu swoich faworytów?

Bardzo chciałem, żeby było to spotkanie wielkich firm, bo choć cieszyliśmy się na finał w Warszawie w 2015 roku, to jednak Sevilla - Dnipro nie był zestawem marzeń, na szczęście mieliśmy w nim Grzegorza Krychowiaka. Teraz teoretycznie najmniej atrakcyjnym półfinalistą jest Villareal, ale wolałbym żeby w Gdańsku nie spotkały się dwa kluby angielskie. To jednak europejskie puchary, a nie FA Cup (śmiech). Choć z drugiej strony para Manchester United - Arsenal brzmi atrakcyjnie, ale mam w pamięci finał z Baku sprzed dwóch lat, The Blues właśnie z Kanonierami i jakoś wielkiej temperatury on nie miał. Ale to pewnie ze względu na lokalizację, brak kibiców itd. Teraz też grozi nam niestety podobna frekwencyjna sytuacja.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Iwanow: "Łabędzi śpiew" Realu Madryt, "majsterkowanie" Guardioli i finał Ligi Mistrzów z PSG? - Portal i.pl

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany