Rozgrywki piłkarskiej ekstraklasy zostały zawieszone do 26 kwietnia. Takie decyzje spółki nadzorującej rywalizację w najwyższej klasie rozgrywkowej wywołała pandemia koronawirusa. Trenerzy, w tym szkoleniowcy ŁKS, nie mieli innego wyjścia, jak tylko odwołać zajęcia, by nie narażać na niebezpieczeństwo swoich piłkarzy. Sposobem na częściowe radzenie sobie z tym problemem są zajęcia indywidualne, jakie zalecono ełkaesiakom. Wszyscy wiedzą, że to jedynie półśrodki, bo samotne treningi są dobre dla długodystansowca, a nie przedstawiciela gier zespołowych. Nie ma jednak innego wyjścia, to po prostu wyższa konieczność.
Łukasz Sekulski, napastnik ŁKS, mówi, że przed południem, kiedy jest jeszcze mało ludzi, sporo biega po parku im. Poniatowskiego. Potem wraca do domu i wykonuje zadane przez trenera Kazimierza Moskala ćwiczenia. Piłkarz dodaje, że do zleconych przez szkoleniowca, dokładnie rozpisanych zajęć, dołączone są specjalne filmiki. Dzięki nim zawodnik dokładnie wie, jakie i jak długo ma wykonywać zalecone ćwiczenia.
Nie próżnuje też prezes ŁKS Tomasz Salski. W minioną środę i czwartek odbyły się dwie pierwsze wideokonferencje przedstawicieli klubów ekstraklasy, dotyczące sposobów łagodzenia skutków kryzysu, z jakim musi się mierzyć polska piłka. - Wiele piłkarskich klubów, w tym nie tylko tych z ekstraklasy, ale i pierwszej oraz drugiej ligi, żyje z budżetów miast - mówi sternik klubu z al. Unii. - W samorządach jest coraz mniej pieniędzy, więc w kontekście dodatkowego problemu należy się spodziewać, że miasta zdecydują się poczynić oszczędności. Nie twierdzę, że wszystkie zakręcą kurek klubom sportowym, ale na pewno takie się znajdą.
To nie jedyne problemy, z którymi muszą się mierzyć kluby. Przez zawieszenie rozgrywek nie mogą liczyć na wpływy z tzw. dnia meczowego. Pod dużym znakiem zapytania stoją też wpływy z Ekstraklasy (m.in. z transmisji telewizyjnych) i nie wiadomo, co będzie w tym niepewnym czasie z umowami sponsorskimi.
Paulo Sousa nowym trenerem polskiej kadry