Grzybów jak na lekarstwo, ale można...posadzić własne grzyby. Do wyboru 12 gatunków

- To nie jest tak, że kupimy sobie grzybnię, zasadzimy na działce w Rodzinnych Ogrodach Działkowych, a potem będziemy zbierać całe kosze grzybów – śmieje się Anna Ungert ze sklepu ogrodniczego przy ul. Legionów. - Po to, by grzyby nam wyrosły na działce musi mieć one cechy leśnego ogrodu, powinny na niej znajdować się drzewa odpowiedniego gatunku i wówczas możemy liczyć na zbiory.

Pani Anna, która sprzedaje grzybnie leśnych grzybów kolejny rok, opowiada, ze klienci do niej wracają chwaląc się, że wysadzone wiosną koźlaki zbierali już jesienią tego samego roku. Nie wszystkie jednak rodzą tak szybko. Na borowiki szlachetne trzeba poczekać co najmniej rok.

– Borowik potrzebuje świerków, sosen, dębów i buków rosnących pojedynczo lub w małej grupie. Najlepiej gdy w ogrodzie mamy ziemię leśną. Jeżeli jest inna, musimy postarać się o odkwaszony torf. Po to by borowiki wyrosły wokół pnia drzewa np. dębu, trzeba wykopać 3 otwory o średnicy około 30-40 cm i głębokie na 15 cm. Potem do połowy głębokości trzeba je wypełnić leśnym podłożem i do każdego dołka wsypać po 1/3 opakowania grzybni. Potem zasypać resztą ziemi, mocno ubić i podlać wlewając co najmniej wiadro wody na jeden dołek i... czekać, podlewając w miarę potrzeby w upalne lato. Producent grzybni twierdzi, że prawdopodobieństwo, że będziemy mieli wkrótce własne prawdziwki wynosi 85 - 87 procent.

W ofercie jest grzybnia dwunastu najpopularniejszych gatunków. Oprócz borowika szlachetnego są to: pieprznik jadalny, czyli kurka, podgrzybek brunatny, mleczaj rydz, gąska zielona, koźlarz pomarańczowy, maślak zwyczajny, koźlarz babka, borowik sosnowy, borowik usiatkowany, koźlarz czerwony i borowik brzozowy. Opakowanie grzybni kosztuje około 28 złotych i za tę cenę warto poeksperymentować, tylko wcześniej warto sprawdzić jakich drzew wymaga dany gatunek grzyba.
– A dla mniej wytrwałych zawsze pozostają baloty boczniaka. Za 28 złotych można mieć po kilku tygodniach pierwszy 4 - 6 kilogramowy wysyp, a potem kolejne, przez cały sezon. A pracy przy nim niewiele. Trzeba tylko pilnować, był zacieniony i nie miał zbyt sucho - opowiada Anna Ungert.