Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie jest ciało mojego syna? Łodzianka nie może pochować utraconego rok temu dziecka

Liliana Bogusiak-Jóźwiak
38-letnia Aneta, łodzianka, w maju straciła dziecko. Nie mogła go pochować i w pełni przeżyć żałoby z powodu - jak uważa - zaniedbań jakich doszło w szpitalu im. Madurowicza.

Ból zamiast bijącego serduszka
Tamten czwartek pani Aneta będzie pamiętać już do końca życia. Silny ból brzucha, izba przyjęć w szpitalu im. Madurowicza, badanie usg i wynik: 12 tydzień, ciąża martwa, płód 14 milimetrów.
- To był szok i rozpacz, bo oboje z partnerem bardzo pragnęliśmy tego dziecka - wspomina łodzianka. - Antoś, tak miał się nazywać nasz synek, miał już kupione buciki, książeczki. W jednej chwili rozwiały się nasze nadzieje i marzenia. Był za to ogromny ból, poczucie krzywdy, pretensje do losu. Następnego dnia otrzymałam lek wywołując poronienie - opowiada dalej. - Doszło do niego wieczorem. Oddałam pielęgniarkom skrzepy, które wyrzucił mój organizm, a sama trafiłam na salę zabiegową na czyszczenie jamy macicy. Następnego dnia rano na własne żądanie wypisałam się do domu.

Wśród "Aniołkowych mam"
Pani Aneta podobnie jak większość z około 50 tysięcy kobiet w Polsce, które każdego roku ronią swoje maleństwa, trafiła na strony internetowe dla "aniołkowych mam". Mówią tak o sobie te, które straciły dziecko w pierwszych miesiącach ciąży.
- Próbowałam zrozumieć, pogodzić się, znaleźć sposób na przeżycie swojej żałoby - wspomina z bólem. - Ten proces przerwał telefon ze szpitala. Pytali mnie, co mają zrobić z płodem. Czy chcę pochować dziecko, czy też mają je skremować. Odpowiedziałam, że odbiorę i pochowam, a na kremację się nie zgadzam. Razem z rodziną zajęliśmy się organizacją pogrzebu, znalazłam firmę, wybrałam cmentarz, zaplanowaliśmy formę pożegnania. W poniedziałek, gdy zgłosiłam się do szpitala aby podpisać stosowne dokumenty, przeżyłam kolejny szok. Usłyszałam od pielęgniarki, że ciała nie ma: "Myśmy to chyba wyrzucili".
Przez kilka tygodni po tym zdarzeniu pani Aneta próbuje ustalić, jak to możliwe. Koresponduje z dyrektorem szpitala dr Romanem Bocianem. W tym czasie placówka dysponuje już wynikiem badania histopatologicznego, a więc badania pod mikroskopem, tkanek jakie w trakcie czyszczenia jamy macicy pobrano od pani Anety. - "W materiale (...) nie można wyodrębnić tkanek płodu" - wynika z badania. Tym samym ponieważ nie ma tkanek płodu nie można tego materiału wydać rodzicom aby zorganizowali pochówek.
- Do badania wysłano jedynie materiał wyskrobany z jamy macicy po poronieniu - mówi łodzianka. - Co stało się z ciałem dziecka? Czy jest nadal w szpitalu? Dlaczego nie zostało należycie zabezpieczone?

Kto i kiedy może pochować
O wyjaśnienie sprawy poprosiliśmy dyrektora szpitala. Odesłał nas do jednego z zastępców. Dr nauk med. Wiesław Tyliński, zastępca do spraw medycznych szpitala im. Madurowicza, rozmawiając z nami prosi aby pamiętać, że nie był obecny przy poronieniu pani Anety.
- Dlatego mogę się jedynie zastanawiać dlaczego w badaniu histopatologicznym nie ma tkanek płodu. Może nie oddano ich do badania albo wyrzucono ze skrzepami.

Co mówi prawo
Wielu lekarzy w prywatnych rozmowach przyznaje, że ma problemy z określeniem czy o płodzie utraconym w pierwszych tygodniach ciąży mówić nadal płód czy też - jak chcą niektórzy - dziecko. Prawo traktuje ciało dziecka, które urodziło się martwe, bez względu na czas trwania ciąży jak zwłoki. Można więc zgodnie z prawem pochować nawet kilku-kilkunastomilimetrowego człowieka. Mówi o tym rozporządzenie Ministra Zdrowia z 7 grudnia 2001 w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi. Prawo do pochówku mają rodzice. Jeśli ciąża jest wczesna do zorganizowania pogrzebu wystarczy zaświadczenie wystawione przez szpital. Nie określa się ani płci ani imienia dziecka. Jeśli natomiast rodzice chcą zarejestrować w USC dziecko martwo urodzone, to w dokumentach wystawionych przez szpital musi być określona płeć.
Od kilku lat - jak mówią lekarze - coraz więcej matek, które straciło dziecko na skutek poronienia, decyduje się na zorganizowanie pochówku. Dzieci chowa co 3-4 para, która przeżyła taką tragedię. W ciągu miesiąca w Łodzi odbywa się kilka pogrzebów martwo urodzonych dzieci w pierwszych tygodniach ciąży.
- Niektórzy przynoszą martwy płód w słoiczku i proszą o umieszczenie go w urnie lub małej trumience - mówi pracownik jednej z firm pogrzebowych. - Najczęściej dochowujemy te ciała do grobów rodzinnych.
Płody nie odebrane przez rodzinę są kremowane na zlecenie szpitala i chowane w wyznaczonym grobie na cmentarzu.
- W ubiegłym roku w Łodzi zarejestrowano 140 martwo urodzonych noworodków, co stanowi 1,20 procent wszystkich urodzeń - mówi Barbara Sawicka, kierownik USC na Górnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany