Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Francuska balsamistka w łódzkiej branży pogrzebowej. Żałobna sztuka Morgane Lavigne

Bohdan Dmochowski
fot. autor, archiwum firmy „H. Skrzydlewska”
Aż osiem godzin w specjalnym pomieszczeniu zgierskiej filii łódzkiej firmy pogrzebowej trwało przygotowanie do ceremonii pogrzebowej ciała mężczyzny, który tragicznie zginął w wypadku na budowie. Najpierw trzeba było usunąć rozległe zmiany pośmiertne, zrekonstruować ubytki i wreszcie za pomocą masażu i specjalnych kosmetyków przywrócić zmarłemu wygląd „jak za życia”.

Łagodniej na tamten świat

Jeszcze rok temu pogrążona w rozpaczy rodzina tego zmarłego nawet nie szukałaby w łódzkiej i pozałódzkiej branży funeralnej profesjonalisty wykonującego tak skomplikowaną usługę. Owszem, toaleta, ubieranie i makijaż pośmiertny są w polskim rytuale żałobnym od dawna. Zajmował się tym przeszkolony pracownik zakładu pogrzebowego, niekiedy krewni zmarłej osoby. W przygotowaniu ciała do pochówku ważne było tylko, by nieboszczyk ładniej wyglądał w drodze na tamten świat, natomiast tak zwana tanatopraksja (balsamowanie i rekonstrukcja zwłok) była tematem tabu, takim jak niegdyś kremacja i pochówki urnowe. Na krok dalej trzeba było czekać.

Rytuał w blasku gromnicy

Wykonała go, nie bez obaw, balsamistka Morgane Mazurek (panieńskie nazwisko Lavigne).
Z Nantes – stolicy Bretanii – przyjechała przed rokiem do Polski, bo namówił ją do tego mąż o polskim rodowodzie, Ryszard Mazurek. Mimo wyższego wykształcenia medycznego, 10-letniej praktyki we Francji i oryginalnej urody, Morgane przez kilka miesięcy nie mogła znaleźć ani jednej firmy funeralnej skłonnej dać jej stałe zatrudnienie. Już chciała pakować walizki i wracać, gdy na międzynarodowych targach funeralnych w Kielcach wpadła na przedsiębiorcę z łódzkiej branży pogrzebowej. – Możemy spróbować – usłyszała.
Francuską balsamistkę nie dziwi sceptycyzm, z jakim się spotkała i nadal spotyka. Nie dawano jej wiary, że we Francji skończyła Akademię Medyczną ze specjalizacją tanatopraksja. Że nad Sekwaną balsamowanie i rekonstrukcja zwłok to codzienność, bo taki rytuał żałobny i pogrzebowy jest w tamtejszej kulturze zakorzeniony od wieków.

– Poprawić wygląd osoby zmarłej lepiej czy gorzej może każdy, ale żeby martwy wyglądał jak na dostarczonej przez krewnych fotografii, najpierw trzeba poddać ciało balsamacji, a nawet rekonstrukcji. Kosmetyka pośmiertna to ostatni etap. We Francji wykonywałam wszystkie zabiegi najczęściej w domach zmarłych osób, bo taki tam jest zwyczaj, prawnie usankcjonowany – Morgane wyjaśnia różnicę między amatorskim a profesjonalnym przygotowaniu ciała do uroczystego pochówku.

Zaskakuje wyznaniem, że na studiach nie wybrała chirurgii, ginekologii czy interny dlatego, iż po zgłębieniu sztuki balsamowania dostrzegła w niej swe powołanie.
– Ja nie udaję i nie robię tego, co robię, z przymusu, tylko dla pieniędzy. Przecież pomagam krewnym zmarłych przejść przez bardzo trudny dla nich okres żałoby – mówi z przekonaniem Morgane.

Tajemnica czterech kufrów

„Matka nie może zobaczyć, co oni zrobili Soniemu” – w filmie „Ojciec chrzestny” mówi te słowa don Vito Corleone nad zmasakrowanym kulami ciałem syna. W mniej okrutnych okolicznościach takie życzenie wyraża miesięcznie około 30 łódzkich, pogrążonych w żałobie rodzin. Morgane mówi, że standardowy ceremoniał profesjonalnego przygotowania zwłok trwa najmniej dwie godziny i kosztuje niemało, bo od 500 zł wzwyż.
Balsamistka poza gruntowną znajomością swego fachu ma do dyspozycji zawartość czterech kufrów, z szufladkami na używane przy balsamacji narzędzia chirurgiczne, zestaw do wkraplania płynów pozaustrojowych, pojemniczki z różnokolorowymi pigmentami, dziesiątki specjalnych szamponów, olejów, kremów, szminek, pudrów i różów z produkujących na światowy rynek funeralny dwóch firm – francuskiej i amerykańskiej. Zaś mąż Morgane, Ryszard Mazur, ma w komputerowym archiwum zdjęcia przed i po tanatopraksji. Na jednym – twarz ofiary wypadku samochodowego, a na drugim – ta sama kobieta w średnim wieku, zaróżowiona i pogodnie uśmiechnięta. Fotografie innych osób wykonane tuż po śmierci i za życia to jak wzrokowy powrót z krainy siności do ich kolorowego mieszkania, kawiarni czy na gwarną ulicę.
– Rodziny chcą, by ich drogi zmarły wyglądał w trumnie jak we śnie, z którego za chwilę się obudzi – wzdycha Morgane. – Ja patrzę tylko na kiedyś zrobione zdjęcie, a krewni, wśród których on za życia przebywał wiele lat, mają przed oczami każdy najdrobniejszy rys na jego twarzy. Ja tylko staram się tym nostalgicznym oczekiwaniom sprostać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany