18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fisia wraca do zdrowia. Przeżyła pożar.

(jed)
Ogonkiem zaczęła machać już na stole w gabinecie lekarskim, tak silna była wola życia u małej suni imieniem Fisia. Tylko ona przeżyła jeden z najgroźniejszych pożarów w Łodzi. Jej pan spłonął żywcem w fotelu pani zmarła w szpitalu po kilku dniach. Choć od tragedii minęły już cztery miesiące, Fisia wciąż liże rany.

Błyskawiczny ratunek
Katarzyna Woźniak, kasjerka ze schroniska dla bezdomnych zwierząt przy ul. Marmurowej była jeszcze w piżamie, gdy w niedzielny poranek 17 kwietnia tuż przed godziną 9 zadzwoniły do niej koleżanki z pracy z prośbą, żeby jechała na podwórko kamienicy przy ul. Wojska Polskiego 47 ratować poparzonego psa.
- Natychmiast wraz z mężem ruszyliśmy na pomoc
- wspomina pani Kasia. - Sunia wyglądała tragicznie. Pod mokrym, nadpalonym futerkiem pokrytym popiołem widać było zwęgloną na ogromnej powierzchni skórę. Zawinęliśmy ją w miękki kocyk i zawieźliśmy do schroniska, prosto na stół operacyjny.
Nie wiadomo, kto wyrzucił ją przez okno. Może strażacy, którzy weszli do mieszkania podczas akcji ratunkowej, a może właścicielka nim straciła przytomność. Fisia mogła też w desperacji sama wyskoczyć na podwórko. W każdym razie to cud, że przeżyła upadek z drugiego piętra.

Walka o życie
- To nie pierwszy pies, którego opatrywałam po pożarze, ale z tak drastycznym przypadkiem wcześniej się nie zetknęłam - mówi weterynarz ze schroniska Anna Mrozek. - Miał poparzoną ponad połowę ciała, a poduszeczki na łapkach tak spalone, że odchodziły od ocalałej tkanki mięśniowej.

W pierwszej kolejności pani doktor zaaplikowała środki znieczulające. Potem umyła Fisię w zimnej wodzie, żeby schłodzić rozognioną skórę i zmyć z niej bród. Potem musiała usunąć martwe tkanki, oczyścić rany, założyć opatrunki.

- I tu zaczął się problem - dodaje lekarka. - Najskuteczniejszy w takich przypadkach opatrunek kosztuje 60 złotych, trzeba go zmieniać codziennie, a leczenie może trwać nawet kilka tygodni. Zwróciłam się więc do firmy, która takie produkuje, szczegółowo opisując sytuację. Reakcja była natychmiastowa. Producent przysłał nam zapas opatrunków za darmo!
Przez pierwszy tydzień psina nawet nie wstawała. Otumaniona lekami, bez których wyłaby z bólu, leżała w gabinecie pod wentylatorem. Doglądali jej wszyscy pracownicy schroniska, a ona każdego witała machając ogonkiem, choć poruszanie się było dla niej torturą. Po czterech miesiącach pacjentka może już chodzić, chociaż wciąż jest to dla niej problem, skóra ładnie się goi, ale blizny są nadal świeże i wymagają opatrywania. Dopisuje jej nie tylko humor, ale i apetyt.

Na poszukiwanie domu Któregoś dnia dyrektor schroniska Bogumiła Skowrońska-Werecka odkryła, że suczka lubi grube serdelki.
- Zjadła naraz aż cztery. To znaczy, że wraca do zdrowia.
Niestety, Fisia jeszcze przez długi czas będzie wymagała rehabilitacji i specjalistycznej opieki. Potem trzeba będzie jej znaleźć nowy, dobry dom.

Jak zastrzegają w schronisku, wymagania wobec nowych opiekunów będą wysokie, bo pies nie może iść do domu na piętrze (ma kłopoty z chodzeniem), nie może mieszkać z innymi psami ani dziećmi, bo wymaga spokoju i szczególnej uwagi. Opiekunowie powinni być na emeryturze, żeby mogli suni poświęcać wiele czasu.
- To, że Fisia w ogóle przeżyła ten dramatyczny pożar i na dodatek zdumiewająco szybko wraca do zdrowia, to prawdziwy cud - dodaje pani Bogumiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany