Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Faworyt był blisko wpadki na stadionie w Łodzi

(bart)
Akcja środkowego pomocnika Adama Radwańskiego
Akcja środkowego pomocnika Adama Radwańskiego łukasz kasprzak
Szósta kolejna wygrana piłkarzy Widzewa (1:0 z Olimpią Zambrów) smakuje wyjątkowo. W Łodzi niewiele bowiem zabrakło do podziału punktów.

Trudno tak nie stwierdzić, jeżeli w trakcie całego spotkania podopiecznym trenera Franciszka Smudy wychodziło naprawdę niewiele. A jedynego gola zdobyli już w doliczonym czasie gry i to w dosyć kontrowersyjnych okolicznościach (niektórzy uważają, że był spalony, chociaż powtórki tego jednoznacznie nie wyjaśniają).

Rzecz jasna, bramkarz widzewiaków Patryk Wolański ma rację, przekonując, iż takie mecze będą się przytrafiać jego zespołowi. Pełna zgoda, trudno przecież wymagać samych efektownych zwycięstw w drodze do drugiej ligi (a taki cel postawiono przed tą drużyną).

Bardziej niepoi nas fakt, że bardzo długo gospodarzom brakowało pomysłu na sforsowanie szczelnej defensywy gości. Nie zgadzamy się przy tym, że Olimpia „postawiła autobus” przed własnym polem karnym. Oczywiście, że skupiała się na obronie, potrafiła jednak zaskoczyć faworyta kilkoma szybkimi akcjami (wystarczy wspomnieć o klarownej okazji doświadczonego Kamila Jackiewicza). Zambrowianie sprawią jeszcze kilka niespodzianek, jesteśmy o tym przekonani.

Dobrze, że Widzew nie rezygnował do samego końca (podobnie było chociażby w meczu z Sokołem w Aleksandrowie Łódzkim). Przyjęło się przecież mówić, że drużyny, które prowadzi Smuda, nigdy nie rezygnują i to się jak dotąd potwierdza w kolejnym powrocie do Łodzi byłego selekcjonera reprezentacji biało-czerwonych.

Cieszy także, że kilku zawodników prezentuje się coraz lepiej i zachowuje siły do ostatnich sekund. M.in. coraz mniej błędów popełnia Maciej Kozłowski, a krytykowany wcześniej środkowy obrońca Kamil Sylwestrzak rozegrał chyba swój najlepszy mecz o punkty od czasu, kiedy podpisał kontrakt z Widzewem.

Po ostatnim gwizdku sędziego Smuda zdawał sobie sprawę, że gospodarze nie zagrali najlepiej.

- Udało się to po wielkiej „mordędze”. Zapewniam, że poznałem już bardzo dobrze trzecią ligę. Teraz chyba nic mnie nie będzie w stanie zaskoczyć. Są to trudne rozgrywki. Zwłaszcza kiedy przyjeżdżają drużyny do Łodzi, ta publiczność dodatkowo ich podnosi na duchu i grają czasem powyżej swoich możliwości. W pierwszej połowie byliśmy za mało aktywni i zbyt wolno rozgrywaliśmy piłkę. Nie można było oszukać obrony Olimpii. Po przerwie przyspieszyliśmy grę i stworzyliśmy sobie więcej sytuacji, choć nie takich, jak bym sobie wymarzył. Najważniejszy jednak pozostaje fakt, że wygraliśmy to spotkanie. Już niedługo nikt nie będzie pamiętał, czy mieliśmy jedną, dwie czy więcej okazji - powiedział opiekun łodzian.

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że widzewiacy dosyć mocno odczuli w kościach spotkanie z Olimpi. Dlatego Smuda postanowił dać swoim podopiecznym choć trochę odpoczynku. Zawodnicy spotkali się więc w sobotę rano na rozruchu, zaś na kolejnych zajęciach spotkają się dopiero jutro. Mamy więc nadzieję, że piłkarze optymalnie wykorzystają swój wolny czas i w pełni zmotytowani zaczną od wtorku myśleć o kolejnym starciu o punkty.

A łatwo raczej nie będzie. W sobotę (13) łodzianie rozpoczną bowiem w Morągu starcie z tamtejszym Huraganem. Gospodarze tego meczu zajmują wysokie piąte miejsce w tabeli i jeszcze nie doznali porażki na własnym stadionie. Zanosi się więc na spore emocje. Widzewiacy wyjadą na północny wschód już w piątek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany