Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

El. MŚ 2022. W meczach z San Marino i Albanią czasem nie wystarczały tylko nogi i głowa [WIDEO]

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Strzelanie bramek dla reprezentacji Robert Lewandowski zaczął właśnie od meczu z San Marino
Strzelanie bramek dla reprezentacji Robert Lewandowski zaczął właśnie od meczu z San Marino fot. sylwia dabrowa / polska press
Choć San Marino od zawsze uchodzi za chłopca do bicia, a Albania co najwyżej za europejskiego średniaka, to jednak w naszych meczach z tymi drużynami nie brakowało dramatycznych momentów i pamiętnych chwil. W rolach głównych występowali w nich również ci, których zobaczymy na boisku w sobotę (9 października) w Warszawie i we wtorek (12 października) w Tiranie.

Gdyby w teleturnieju „Familiada” pojawiło się hasło „mecze Polski z San Marino”, to jednym z pierwszych skojarzeń byłby zapewne Jan Furtok. Nie bez powodu (o tym za chwilę), jednak w kontekście zbliżającego się meczu na PGE Narodowym zacząć warto od dwóch innych piłkarzy. Można bowiem zaryzykować stwierdzenie, że historia właśnie spina klamrą ich reprezentacyjną przygodę.

Tak się bowiem składa, że rozegrane 10 września 2008 roku w Serravalle spotkanie przeszło do historii. Nie z powodu wyniku, bo ten był - jak na starcia z San Marino - raczej skromny. Próbująca wrócić na właściwe tory po klęsce na Euro 2008 kadra Leo Beenhakkera kiepsko zaczęła również eliminacje mistrzostw świata 2010, remisując we Wrocławiu 1:1 ze Słowenią. Nie był to niestety, jak się okazało, jej najgorszy występ w rywalizacji o wyjazd do RPA, niemniej w tamtym momencie nic nie było jeszcze stracone. I wysokie zwycięstwo z pewnością poprawiłoby atmosferę wokół drużyny...

Nie poprawiło, gdyż wygraliśmy tylko 2:0. Drugą z bramek zdobył jednak debiutujący w reprezentacji Robert Lewandowski (pierwszą Euzebiusz Smolarek). Nikt chyba wówczas nie przypuszczał, że to właśnie on zostanie kiedyś najskuteczniejszym piłkarzem w historii reprezentacji Polski.

Tamto spotkanie miało również innego bohatera. Niewiele brakowało, a po zaledwie trzech minutach przegrywalibyśmy 0:1. Po faulu Grzegorza Wojtkowiaka na Andy’m Selvie sędzia podyktował rzut karny dla San Marino. Do piłki podszedł poszkodowany (jeden z zaledwie dwóch grających wówczas w zespole naszych rywali zawodowców). Jego strzał obronił jednak Łukasz Fabiański, który sobotnim meczem w Warszawie pożegna się z reprezentacją Polski.

Ostre strzelanie Biało-Czerwoni urządzili sobie dopiero w kwietniu kolejnego roku, w drugim w tamtych eliminacjach meczu z San Marino. Spotkanie w Kielcach rozegrano jednak zaledwie kilka dni po naszym blamażu z Irlandią Północną w Belfaście (w roli antybohaterów wystąpili Michał Żewłakow i Artur Boruc), więc nawet wynik 10:0 (cztery bramki Smolarka) humorów za bardzo nikomu nie poprawiło.

Dziesięć bramek (5:0 i 5:1) nasza kadra zaaplikowała San Marino nasza kadra również w kolejnych kwalifikacjach, mundialu w Brazylii. Były to jednak mecze raczej bez historii. Na zawsze zapamiętane zostanie za to inne, w eliminacjach MŚ 1994.

W kwietniu 1993 roku w Łodzi byliśmy dosłownie o krok od kompromitacji, bo aż do 75. minuty na stadionie Widzewa nie doczekaliśmy się choćby jednej bramki. Uratował nas wspomniany na wstępie Furtok, który po dośrodkowaniu Romana Koseckiego wpakował piłkę do siatki. Wszyscy (łącznie z arbitrem, który wskazał na środek boiska) myśleli, że zrobił to głową, ale telewizyjne powtórki rozwiały wszelkie złudzenia (nie było wówczas systemu VAR).

Furtok przyznał się do wszystkiego, ale dopiero po meczu. - A co miałem zrobić? Podbiec do sędziego i powiedzieć, że strzeliłem gola ręką? Mógłbym zobaczyć czerwoną kartkę za podważenie decyzji - tłumaczył.

Problemy sprawić umiała nam również Albania. Dość powiedzieć, że wrześniowe 4:1 na PGE Narodowym było naszym najwyższym zwycięstwem nad tą drużyną od 1970 roku. Wtedy (el. ME) było 3:0, po bramkach Roberta Gadochy, Włodzimierza Lubańskiego i Zygfryda Szołtysika.

W tym czasie nigdy nie udało nam się strzelić Albańczykom więcej niż dwa gole, a najbardziej pamiętne mecze miały miejsce w eliminacjach mistrzostw świata w Meksyku (1996). Pierwszy rozegrano w Mielcu, gdzie zaczęło się planowo - od bramki Włodzimierza Smolarka zdobytej głową po dośrodkowaniu Dariusza Wdowczyka (to były czasy...).

Po przerwie najpierw wyrównał jednak Bedri Omuri, a na kwadrans przed końcem do siatki trafił Agustin Kola. Zapachniało sensacją. Pięć minut później wyrównał co prawda Andrzej Pałasz, ale remis 2:2 uznano w kraju za wpadkę. Później okazało się, że nie był to jednorazowy wyskok, bo Albańczycy pokonali dwa miesiące później 2:0 Belgię.

Rewanż zapowiadał się tym trudniej, że pod znakiem zapytania stał występ Zbigniewa Bońka. Gwiazdor Juventusu przyleciał do Tirany prosto z Brukseli, gdzie jego klub sięgnął w dramatycznych okolicznościach po Puchar Europy, pokonując na Heysel 1:0 Liverpool (przed meczem w wyniku zamieszek, których prowodyrami byli fani The Reds, śmierć poniosło 39 osób, głównie Włochów). Zibi dotarł w dniu meczu, specjalnym samolotem... I to on zdobył dla nas zwycięską bramkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: El. MŚ 2022. W meczach z San Marino i Albanią czasem nie wystarczały tylko nogi i głowa [WIDEO] - Sportowy24

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany