Wojciech Kowalski, właściciel domu przy ul. Polesie, w Rudzie Pabianickiej, czuje się terroryzowany przez dziki.
– Nie ma dnia, by nie podchodziły pod mój dom. Ostatnio na drodze, tuż przy płocie, stała locha z kilkunastoma warchlakami. Za nimi stały kolejne dziki. Nie chciały odejść. Balem się, ze mnie zaatakują. Wystraszyłem się. Do domu dotarłem przedzierając się przez las, omijając drogę – opowiada pan Wojciech.
Czytaj na kolejnych slajdach
Dziki zablokowały drogę dojścia do domu.
- Najgorzej jest wieczorem. Wówczas dziki wchodzą na mój plac przez luki w ogrodzeniu. Zbierają się nad stawem, a ja boję się zejść z ganku, by mnie nie zaatakowały.
Mieszkaniec domu ma pecha, bo w pobliżu, po drugiej stronie drogi, jest pusta posesja. Zauważył, że to tam zbierają się i nocują dziki. Dlatego, gdy wychodzi z domu, często rzuca na tamten plac kamieniami, by je wystraszyć. Dopiero gdy słyszy jak uciekają, wówczas wychodzi na drogę, by blisko kilometr, przez las, dotrzeć do autobusu przy ul. Rudzkiej.
Czytaj na kolejnym slajdzie
Podchodzą tak blisko, że można je sfotografować telefonem komórkowym.
Przez kilkanaście ostatnich dni dziki pod dom podchodzą prawie codziennie.
- Zryły drogę, opanowały pustą działkę prawie naprzeciwko mojego domu. Próbowałem z siostrą, która mi pomaga, interweniować u Straży Miejskiej. Odesłali nas do nadleśnictwa. A tam powiedzieli, że dzików nie mogą odstrzelić, czego nie oczekiwaliśmy, a innego pomysłu na ich przegonienie spod domów nie znajdują - skarży się mieszkaniec Popiołów.
Wojciech Kowalski twierdzi, że dziki opanowąły tę posesję.