Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci ranne w Rumunii wróciły do Łodzi. Łzy radości na powitanie

Ilona Jadczyk
Jarosław Ziarek
Uczniowie i nauczyciele Państwowej Szkoły Muzycznej im. Aleksandra Tansmana w Łodzi, którzy we wtorek mieli wypadek w Rumunii, wrócili do Łodzi.


Dwa policyjne autokary, które pojechały po uczestników wypadku, dotarły pod główną siedzibę szkoły przy ul. Szpitalnej ok. godz. 17.30. Wielu rodziców przyszło z bukietami kwiatów, które potem ze łzami w oczach wręczali długo oczekiwanym pociechom. Większość z nich o wypadku dowiedziała się telefonicznie od swoich dzieci.
- Córka zadzwoniła i powiedziała, żebym się nie denerwowała, bo jej nic groźnego się nie stało; ma tylko zbitą brodę i siniak na twarzy - opowiada Magdalena Kwiecińska, mama 12-letniej Asi. - Kiedy usłyszałam jej głos w telefonie, byłam spokojna. Na bieżąco byliśmy także informowani o sytuacji wycieczki przez dyrekcję szkoły.
- A mnie wypadek córki przyśnił się tego samego dnia rano - relacjonuje Katarzyna Górecka, mama 13-letniej Pauliny. - Zadzwoniłam więc do niej i prosiłam, aby na siebie uważała. Za kilka godzin ona zadzwoniła do mnie i powiedziała o zdarzeniu. Była przerażona. Na szczęście nie odniosła większych obrażeń.
Kiedy dzieci wysiadały z autobusów, na ich widok rodzice mieli łzy w oczach. - Cieszę się, że to tak się skończyło - mówiła Magdalena Cimoch, mama 12-letniej Marceliny, przytulając córkę i wręczając jej poduszkę w kształcie serca.
- Zaraz po wypadku wielu kolegów i koleżanek zaczęło płakać - relacjonowała Marcelina. - Najgorzej ucierpiała moja koleżanka, która siedziała na środku tylnego siedzenia i po zahamowaniu autobusu poleciała na jego początek.
Do wypadku doszło we wtorek przed południem w okolicach miasta Sibiu w Rumunii. Uczniowie szkoły muzycznej, w wieku 12-17 lat, należący do szkolnego chóru, wraz z opiekunami wracali z festiwalu folklorystycznego, który odbywał się w Kiten w Bułgarii. Na terenie Rumunii ich autokar uderzył w tył lawety przewożącej samochody.
- Laweta stała z włączonymi światłami awaryjnymi, kierowca chyba za późno ją zauważył i nie zdążył wyhamować - opowiadali uczniowie uczestniczący w wypadku.

21 osób trafiło do szpitali. 11 wypisano tego samego dnia. Reszta była hospitalizowana do następnego ranka. Obrażenia poszkodowanych to najczęściej stłuczenia, rozcięcia łuków brwiowych, wybite zęby. Ci, którym podczas wypadku nic się nie stało, na powrót do Polski czekali w internacie. Rumuńscy lekarze w środę rano wypisali wszystkich rannych ze szpitala. Tego samego dnia wczesnym popołudniem z Łodzi wyjechały po nich dwa autokary Komendy Wojewódzkiej Policji. Aby nie tracić czasu na oczekiwanie na polski transport, cała grupa wyruszyła w stronę Polski autokarem załatwionym przez organizatora wyjazdu i polski konsulat w Rumunii. Po drodze ok. 3.30 w nocy ze środy na czwartek przesiedli się na terenie Węgier do polskich autokarów.

- Baliśmy się trochę wsiąść znów do autobusu i podczas każdego ostrzejszego hamowania serce stawało nam w gardle, ale mimo w czasie podróży było już bardzo wesoło - mówi Marcelina Cimoch. Polską granicę autokary przekroczyły ok. godz. 9. Aby szybciej mogły dotrzeć do celu, były pilotowane przez policyjnego busa. Dzięki temu omijały korki. Za autobusami jechały też dwie karetki pogotowia. Jedną z nich do Łodzi przyjechał kierownik szkolnego chóru, który został najciężej poszkodowany.

Wszyscy uczestnicy wyjazdu będą mogli zostać przebadani w Szpitalu im. Konopnickiej. Polskim autokarem, wiozącym dzieci ze szkoły muzycznej w Łodzi, podróżowały w sumie 53 osoby (wraz z opiekunami i kierowcami).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany