To mogło być kolejny w tym sezonie efektowne zwycięstwo łodzianek. Po triumfach nad Tauronem MKS Dąbrowa Górnicza oraz Muszynianką Muszyna, brązowym i srebrnym medalistą poprzednich rozgrywek, zespół Budowlanych był bardzo blisko pokonania kolejnego rywala z ligowej czołówki i awansu na czwarte miejsce w tabeli.
Tak przynajmniej wydawało się przez dwa pierwsze sety spotkania z Aluprofem Bielsko-Biała. Łodzianki grały w nich koncertowo. Właściwie w zespole Adama Grabowskiego nie było słabych punktów. Jego podopieczne bardzo dobrze spisywały się w obronie i przyjęciu, piłki dobrze wystawiała Magdalena Śliwa, a skutecznością imponowała Anita Kwiatkowska. Kiedy w drugim secie po pojedynczym bloku rywalki zatrzymała Olga Trach i gospodynie prowadziły 11:3, zanosiło się na pogrom, ale...
– Nagle uszło z nas powietrze – tłumaczy Śliwa, kapitan łódzkiego zespołu. – Zagrałyśmy bardzo dobre dwa pierwsze sety. Później, podobnie jak w spotkaniu z Muszynianką tydzień wcześniej, miałyśmy przestój. Próbowałyśmy się zmotywować, powiedzieć sobie, że trzeba grać nie zważając na sytuację. Byłyśmy blisko zwycięstwa. W trzecim secie i w tie-breaku goniłyśmy rywalki, doprowadzałyśmy do remisu, ale wygrać się nie udało.
Łodzianki, podobnie jak w pierwszym spotkaniu, przegrały 2:3 i znów zamiast zdobycia trzech punktów musiały zadowolić się jednym. Rozczarowania po przegranej w takich okolicznościach nie krył trener Grabowski. – Jestem zły – mówił. – Jeden element po 10-minutowej przerwie nie funkcjonował w naszej drużynie, tak jak wcześniej. Był to nasz blok, który był dziurawy jak szwajcarski ser. To pokazuje, że mamy nad czym pracować.
Tymczasem w kolejnym spotkaniu łodzianki czeka jeszcze większe wyzwanie, bo ich rywalem na wyjeździe będzie wicelider tabeli Impel.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?