Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Kreczmer, pielęgniarz oddziałowy, zarządza 110-osobowym zespołem pielęgniarek, sanitariuszy i salowych w ICZMP

LB
Liliana Bogusiak-Jóźwiak
Wielu „medyków” boi się pracy na oddziale intensywnej terapii pediatrycznej, bo jest to też związane z odchodzeniem dzieci. Wobec takich sytuacji nawet po wielu latach spędzonych w tym zawodzie nie można pozostać obojętnym. Pan Dariusz, wspominając pacjentów, którym medycyna nie była w stanie pomóc, ma łzy w oczach. I mówi, że nawet jeśli nie można uratować dziecka, to można okazać wsparcie jego bliskim.

Dariusz Kreczmer, pielęgniarz oddziałowy, zarządza 110-osobowym zespołem pielęgniarek, sanitariuszy i salowych w Pododdziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii Pediatrycznej w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki. Jest jedynym mężczyzną w Łodzi na takim stanowisku.

- Zawsze chciałem pracować na najcięższym odcinku, tam gdzie można się wykazać swoimi umiejętnościami, kwalifikacjami i troską - mówi.

Powołanie nie jest mitem
Aby opiekować się pacjentem oddziału intensywnej terapii, a szczególnie dzieckiem, trzeba wyjątkowych umiejętności i wysokich kwalifikacji. Trzeba nauczyć się obcować ze śmiercią i świadomością, że nie każdemu pacjentowi można pomóc. Ale tym bardziej należy się starać, aby jak najlepiej się o niego zatroszczyć i zaspokoić jego potrzeby.

- Trzeba być strażnikiem dziecka i widzieć świat jego oczami - tłumaczy.

Rozmawiając z panem Dariuszem o jego życiowym wyborze, nie sposób uciec od słowa „powołanie”. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że od najmłodszych lat marzył tylko o tym, aby opiekować się drugim człowiekiem? Dni spędzone w dzieciństwie w szpitalu tylko utwierdziły go w jego wyborze.

Dariusz Kreczmer wspomina, że od dziecka opiekował się młodszym, zaledwie o 10 minut, braciszkiem. Czuł się zaniego odpowiedzialny i był dumny, że przypadła mu w udziale tak zaszczytna funkcja. Uważności na potrzeby drugiego człowieka - jak mówi - nauczyła go babcia i rodzice.

Babcia, która sama wychowała dziesięcioro dzieci, patrząc na ludzi potrafiła dostrzec potrzebujących pomocy.

- Pomaganie innym było dla niej, a również dla mnie, który kochałem ją całym sercem, równie naturalne jak oddychanie - wspomina. - Dlatego już jako kilkulatek chciałem opiekować się innymi. Byłem cierpliwy, empatyczny. O tym, że będę się dobrze czuł wykonując taką pracę, przekonałem się, gdy sam zostałem pacjentem; w dzieciństwie kilka razy leżałem w szpitalu. Próbowałem opiekować się innymi, na przykład podawać jedzenie starszemu panu, którego nikt nie odwiedzał. Do dziś pamiętam, że był pensjonariuszem domu opieki - snuje swoje wspomnienia pan Dariusz.

Gdy po skończeniu podstawówki przyszło Dariuszowi Kreczmerowi wybierać szkołę, został uczniem Liceum Medycznego na kierunku pielęgniarskim. Aby być jeszcze lepszy w tym, czym zajmuje się zawodowo, nieustannie podnosił swoje kwalifikacje zawodowe, zrobił specjalizację w dziedzinie pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki, a także pielęgniarstwa epidemiologicznego. Ukończył też studia magisterskie na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi - kierunek pielęgniarstwo. Skończył też prawo administracyjne. Pracę magisterską napisał o prawach osób niepełnosprawnych i ich realizacji przez miasto Łódź.
Pielęgniarz, czyli brat
Gdy przed laty pan Dariusz zaczynał pracę w wymarzonym zawodzie, pacjenci do pań pielęgniarek mówili „siostro”. Nie wynikało to z braku szacunku, jak twierdzi pan Dariusz, lecz z uwarunkowań historycznych i przyzwyczajeń. Ale w jego odczuciu chorym w szpitalu dawało namiastkę poczucia bezpieczeństwa.

- Pacjenci pytali mnie wówczas, czy mają się do mnie zwracać „bracie”. Żartowałem, że jeśli ktoś chce, to jak najbardziej - wspomina. - Zawsze mówiłem pacjentom, że wystarczy, gdy będą mówić domnie „panie Darku”. Taka forma skraca dystans, pozwala pacjentowi poczuć się bezpieczniej.

Dziś nikt już nie zwraca się do niego „bracie”. Czasami jednak chorzy i ich rodziny, widząc mężczyznę w białym ubraniu, automatycznie mówią: „Panie doktorze”. Mężczyzn bowiem w zawodzie pielęgniarza nadal jest niewielu. Panowie studiujący na kierunkach medycznych częściej wybierają ratownictwo niż pielęgniarstwo.

- Powtarzam studentom, kursantom i koleżankom w pracy - Dariusz Kreczmer jest również wykładowcą i nauczycielem praktycznej nauki zawodu - że jeśli pacjent nie pachnie, to jest to wina złej pielęgnacji. W tym zawodzie trzeba być odpornym na wydzieliny i wydaliny ludzkie. Naszym zadaniem jest dbać o pacjenta i pielęgnować go, jeśli nie jest w stanie sam sobie pomóc.

Dariusz Kreczmer podkreśla, że personel kliniki musi też zrozumieć bliskich chorego. Ma z nimi współpracować, a nie traktować ich jak kogoś, kto przeszkadza czy podejrzliwie obserwuje. Pacjent bowiem ma prawo mieć przy sobie bliską osobę, która może się nim również opiekować. I dobrze, gdy taka osoba przy dziecku jest, bo wtedy ono lepiej znosi ból i mniej się boi.

- Gdy rodzice dziecka wychodzą z naszego oddziału, muszą mieć poczucie, że mogą zasnąć spokojnie - dodaje.

Śmierć nie czyni obojętnym
Wielu „medyków” boi się pracy na oddziale intensywnej terapii pediatrycznej, bo jest to też związane z odchodzeniem dzieci. Wobec takich sytuacji nawet po wielu latach spędzonych w tym zawodzie nie można pozostać obojętnym. Pan Dariusz, wspominając pacjentów, którym medycyna nie była w stanie pomóc, ma łzy w oczach. I mówi, że nawet jeśli nie można uratować dziecka, to można okazać wsparcie jego bliskim.

- Pamiętam rodziców chłopczyka ciężko rannego w wypadku, który trafił na nasz oddział. Wiedzieliśmy, że dla niego nie ma już ratunku - wspomina. - Widok rodziców pochylonych nad swoim dzieckiem i brak nadziei początkowo nie pozwalał mi do nich wejść. Ale w końcu przełamałem się i przepraszając usprawiedliwiałem się, że nie mając słów pocieszenia, nie wiedziałem, jak się zachować. Rodzice powiedzieli, że dla nich jest ważne, że ktoś postoi chwilę z nimi w milczeniu.

W pracy oddziałowego na intensywnej terapii zdarzają się też szczęśliwe zakończenia. Niektórzy po jakimś czasie odwiedzają klinikę intensywnej terapii, aby podziękować personelowi za opiekę.

- Czasami ich nie poznajemy, bo tak dobrze wyglądają - śmieje się pan Dariusz. - Takie sytuacje najbardziej nas uszczęśliwiają.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany