Jest to dzień tygodnia, kiedy wybiera się na rynek najwięcej klientów. Zwłaszcza teraz, bo sezon na owoce i warzywa w pełni, a ceny przystępne (pomidory 5 zł/kg, ogórki 6 zł/kg, fasolka 5 zł/kg, kalafior 3 zł, wiśnie 4,50 zł/kg, śliwki 3-4,50 zł). A upał zapanował, jak w tropikach, w słońcu było ponad 30 st. C.
Wśród kupujących u wielu zauważało się maseczki lub przyłbice. Pomimo że żar lał się z nieba, pot zalewał czoło i oczy, trudno było oddychać, to niektórzy klienci wytrwale chodzili od straganu do straganu z zasłoniętymi ustami i nosem.
– Noszę maseczkę za każdym razem, gdy wybieram się tu na zakupy. W takim skupisku ludzi ryzyko zakażenia wzrasta. Poza tym mam astmę i w moim przypadku wirus jest bardzo niebezpieczny – mówi jedna z klientek. – Jestem zdyscyplinowana, a do noszenia maseczki dyscyplinuję się sama. Gdy wychodzę z psem na spacer, a nie ma ludzi, nie zakładam jej – dodaje.
– Mam maseczkę, bo znowu trzeba je zakładać, nawet na ulicy – mówi inna klientka.
Jednak się myli, bo taki obowiązek od soboty wprowadzono w tzw. czerwonej strefie, jednej z trzech na którą została podzielona Polska po rekordowym wzroście zakażonych osób.
Według tego podziału w strefie zielonej, a do niej należy Łódź, nos i usta należy zakrywać w miejscach ogólnodostępnych, o ile nie będzie zachowany dystans 1,5 m pomiędzy kolejnymi osobami. A o taki na Bałuckim Rynku było trudno.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?