Czy koronawirus wywołał panikę w Łodzi? Czego brakuje w sklepach? Sprawdziliśmy
Na szczęście nie ma problemu z jedzeniem. W sobotę i piątkowy wieczór, czyli wtedy kiedy większość z nas robi duże weekendowe zakupy, łodzianie wywozili z super i hipermarketów koszyki wypełnione po brzegi.
Były to jednak raczej zwykłe zakupy weekendowe niż chęć zaopatrzenia spiżarni na wypadek ogłoszenia kwarantanny z powodu koronawirusa. Często towary znikały z półek, bo sklep miał na nie akurat promocję. Tak było m.in. w Lidlu, gdzie obowiązywała niższa cena na makaron. W piątkowy wieczór na półkach były jedynie puste pudła po makaronie i płaty lasagne, czyli to co kupujemy najrzadziej.
Zresztą żadna z sieci handlowych nie potwierdziła, by łodzianie masowo pustoszyli półki z makaronów, mąki, ryż, kasz, czy cukru i innych produktów o długim terminie przydatności, z których w razie izolacji łatwo sporządzić smaczny posiłek. Jedynie Kaufland przyznał, że w ostatnich dniach wzrosła sprzedaż niektórych towarów.
– Nie możemy potwierdzić, aby miało to związek z chęcią robienia zapasów przez klientów – podało biuro prasowe sieci. – Tylko w lutym otworzyliśmy sześć nowych sklepów, co również ma przełożenie na odnotowany przez nas wzrost sprzedaży.
Natomiast w Centralu zaobserwowano wzrost zainteresowania makaronami.
– Klienci zamiast jednej paczki sięgają po dwie, czasem trzy – mówi Wiesława Kołek, prezes Centralu.