Czy była dyrektor w urzędzie miasta złamała prawo? Lokatorki czują się oszukane

Sama sprawa jest kuriozalna. Kilka lat temu urzędnicy sprzedali dwóm nie spokrewnionym lokatorkom lokale w kamienicy przy ul. Gdańskiej 113 w których kobiety zamieszkiwały jako współwłasność. Dla pań, Urszuli Szczepańskiej zajmującej lokal nr 7 i Elżbiety Mielczarek zajmującej lokal 8 i 9, sporządzili wspólny akt notarialny. W konsekwencji każda z nich ma prawo dysponować mieszkaniem sąsiadki, ale żadna bez zgody drugiej nie może go sprzedać.

Panie nie są spokrewnione. W kamienicy mieszkają od blisko 40 lat. Mają wspólny korytarz, wc, ale zawsze miały dwie różne umowy najmu i różnej wielkości mieszania. Przed wojną zajmowane przez nie lokum było jednym dużym mieszkaniem. Kolejne władze, choć mieszkanie wynajmowały kilku najemcom, nie zadbały o to aby uregulować stan prawny i formalnie podzielić go na mniejsze. Kobiety twierdzą, że w urzędzie zapewniano je, że gdy tylko lokale uzyskają zaświadczenia o samodzielności (nie miały go z powodu wspólnej toalety), to akt notarialny zostanie sprostowany i otrzymają dwa oddzielne. Tak się m nie stało. Kobiety czują się oszukane. Twierdzą, że gdyby nie zapewnienia urzędników, to nigdy mieszkań by nie wykupiły.

Sąd uznał, że bez wątpienia prokurator zbyt wcześnie umorzył postępowanie. Nie wyjaśnił istotnych okoliczności, a jego działania ograniczyły się do przesłuchania urzędniczki i lokatorki. Kierując się bliżej nieokreślonymi względami dał wiarę urzędniczce.