Mężczyzna najpierw dzwonił do mieszkania na pierwszym piętrze, a gdy sąsiad nie otwierał, zaczął walić w nie pięścią.
Słusznie podejrzewał, że lokator zasnął zostawiając na gazie garnek z obiadem. Jak potem mówił właśnie tego po tym sąsiedzie można się było spodziewać.
Równocześnie inny lokator wezwał straż pożarną. Sprawcę zamieszania udało się dobudzić przed przyjazdem funkcjonariuszy. W jego mieszkaniu było pełno dymu. Na kuchence stał spalony garnek.
Gdy na miejsce przyjechała straż pożarna przed blokiem stało kilkudziesięciu mieszkańców zaniepokojonych tym, co się stało w sąsiedztwie.
- On nas wszystkich kiedyś spali - załamywała ręce jedna z lokatorek. - W naszej klatce kiedyś dojdzie do tragedii.
Kolejny sąsiad, gotując się ze złości, próbował uspokoić nie mniej zdenerwowaną żonę. Niedawno - jak opowiadał - wyremontowali mieszkanie.
- Gdyby doszło do pożaru, to straż gasząc ogień u sąsiada kompletnie zalałby wodą i zdewastowała nasze - argumentował.
Po godzinie wezwane służby ratunkowe odjechały spod bloku. Przed budynkiem zostali zdenerwowani lokatorzy. Pomstowali na sąsiada.
- Jakby życie go przerastało - komentowała jedna z lokatorek. - Kiedyś sąsiad był organistą w kościele, ale to dawne dzieje. Teraz chyba woli się piwa napić. I pomyśleć, że przez głupotę jednego lokatora straż, pogotowie i policja musiały przyjechać. Powinien za to zapłacić z własnej kieszeni. Może by mu to dało do myślenia.
Strefa Biznesu: Takie plany mają pracodawcy. Co czeka rynek pracy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?