Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cezary Pazura: Ciągle czekam na wyzwania [WYWIAD]

Rozmawiał Bohdan Gadomski
Fot.Szymczak Krzysztof / Polska Press
CEZARY PAZURA zamiłowanie do aktorstwa odziedziczył po ojcu Wybrał wydział aktorski w PWSFTviT w Łodzi, który ukończył w 1986 roku Sławę przyniósł mu film „Kroll”, ale poszerzył film „Killer” Łącznie zagrał w 75 filmach i 14 spektaklach Jest także mistrzem kabaretu, który stanowi osobny rozdział w jego karierze Teraz wydał autobiografię „Byłbym zapomniał”.

Co zadecydowało, że postanowił pan napisać autobiograf
ię?
Jest to wpadkowa kilku rzeczy, przypomniałem sobie historię łódzkiej filmówki, gdzie jeden z kolegów z wydziału reżyserskiego przychodził do mnie do akademika do pokoju i prosił, żebym opowiadał mu anegdoty ze swojego życia, z okresu liceum i szkoły gastronomicznej, w której byłem przez rok, bo z tego mogą być fajne etiudy filmowe. Zasugerował mi, żebym te wszystkie rzeczy zapisywał. Potem coraz więcej ludzi sugerowało, żebym się zaczął spieszyć, bo za chwilę pamięć może zacząć płatać figle.

Jak długo pan się zastanawiał, zanim zasiadł do pisania?
Ładnych parę lat. pierwsze słowa napisałem trzy lata temu. W ubiegłym roku książka była skończona, a ja byłem po rozmowach wstępnych z wydawcą. Ale rok odczekałem, żeby złapać do niej dystans.

Co weszło do książki, a z czego pan zrezygnował?
Selekcja była okrutna, bo nie chciałem, żeby książka była reportażowa. Z drugiej strony chciałem zachować dla siebie komfort i pewien margines inności. Chciałem, żeby to było lekkie czytadło. Chciałem, żeby z książki tchnęło młodzieńczą naiwnością i wiarą w siebie i w drugiego człowieka. Moim wzorem książki do czytania była książka „Z głowy” Janusza Głowackiego. Była dla mnie wzorem, według którego chciałem swoją książkę skonstruować.

Książka ma tytuł „Byłbym zapomniał”. Dlaczego taki?
Tytuł jest przewrotny, a przewrotność polega na tym, że między mną, a moją żoną Edytką, jest duża różnica wieku, bo 25 lat i kiedy urodził się nasz syn Antoni zażartowałem, że jak będziesz chciała następne dziecko, Edytko, to musisz się spieszyć, bo ja o tym mogę zapomnieć. Tytuł wziął się właśnie z tej anegdoty.
Podobno można napisać scenariusz filmu na podstawie pana życia. Czy byłby to dramat, czy raczej komedia pełna gagów?
Byłaby to tragikomedia, która dla mnie jest królową sztuk. Każde życie jest tragikomedią. Nie sposób uciec od własnej śmieszności i nie sposób popełnić błędów, które czasami ocierają się o dramat.
W zawodzie spędził pan 30 lat. Czuje pan na sobie te lata?
Na razie nie słyszałem, żeby ktoś szykował mi jubileusz, ale są zakusy, żeby program kabaretowy, który przygotowuję, miał charakter podsumowujący moje życie artystyczne w krzywym zwierciadle. Jest energia, jest zapał, który trzeba wykorzystać. Czuję te lata na sobie. Teraz każde moje słowo muszę analizować. Nie mogę sobie pozwolić na frywolne odpowiedzi.
Powiedział pan, że zbyt intensywnie się eksploatował. Na czym to polegało?
Za dużo pracowałem, a przecież kiedyś trzeba naładować swoje akumulatory. Pracowałem, żeby zarobić na życie. Początek mojej kariery pokrywa się z transformacją naszego kraju. Wtedy życie było bardzo bezwzględne dla nas wszystkich, pełne poświęceń i niedobrych wyborów. Gdybym wiedział, jak to się skończy, na pewno wiele ról bym odrzucił i słuchał Andrzeja Wajdy, który mówił: „niech pan będzie cierpliwy. Propozycje przyjdą i to bardzo dobre, tylko niech pan nie bierze wszystkiego.”
Nie brał pan?
Musiałem, żeby wyżywić rodzinę i siebie.
Dzisiaj żałuje pan, że zdecydował się żyć w zwariowany sposób, na bardzo szybkich obrotach?
Nie mogę żałować, bo nie byłbym w zgodzie z samym sobą. Zawsze marzyłem, żeby być aktorem i niekoniecznie na liście najpopularniejszych, chociaż w latach 90. byłem numer jeden. Los i tak dał mi więcej niż chciałem.
Był pan wtedy tzw. gorącym nazwiskiem, czy nadal nim pan jest?
Mój agent twierdzi, że tak, a ja twierdzę, że nie mam dużo pokory do swojego zawodu i do czasu, w którym żyję. Są teraz bardziej gorące nazwiska niż moje. Tylko trzeba to rozgraniczyć, bo jest gorące nazwisko dla publiczności i gorące dla branży. Nie mam już tylu propozycji, co kiedyś, ale z drugiej strony na Pazurę kupuje się bilety.
Wybiera pan takie propozycje, dzięki którym może się dalej rozwijać?
Mój przyjaciel Rafał Olbiński powiedział, że w pewnym wieku my już nie mamy czasu robić rzeczy nieistotnych, dlatego moja książka jest dla mnie tym bardziej istotna, bo ją zrobiłem. Nie chcę grać ról, które będą tylko odcinaniem kuponów, czekam na wyzwania.
Swego czasu zajmował się pan także reżyserią.
Reżyseria była przygodą, próbą przekonania się, o co w tym wszystkim chodzi, próbą siebie. Zrobiłem to z pełną pokorą i dozą ciekawości. Od kolegów reżyserów otrzymałem bardzo dobre recenzje na temat swojej roboty. Publiczność też doceniła mój film na YouTube. „Weekend” ma 6,8 mln wyświetleń. W porównaniu z tym, „Killer” wypada blado, bo ma tylko 1,5 miliona.
Chciałby pan jeszcze coś wyreżyserować?
Gdybym miał scenariusz, który mi odpowiada, to tak, ale mamy wielu wspaniałych reżyserów, którym nie można odbierać pracy. Andrzej Wajda powiedział do mnie: „reżyserów to my mamy dużo, niech pan zostanie aktorem”. Trzeba słuchać mądrzejszych.
Dzisiaj pracuje pan mniej intensywnie niż kiedyś?
Trochę mniej, robię inne rzeczy niż kiedyś. Kiedyś naplanie filmowym potrafiłem spędzić 300 dni w roku, a wieczorami grałem w teatrze. Teraz na planie filmowym spędzam kilkanaście dni w roku, a byłem zajęty czymś innym, np. pisałem książkę, grałem w teatrze… w „Ożenku” i w„Bogu mordu”, pracuję kabaretowo. Mam dużo wyjazdów zagranicznych, ostatnio zdominowały mnie wyjazdy do Niemiec, aż 53 miasta są zainteresowane moimi występami. W Monachium było tak olbrzymie zainteresowanie, że musiałem zagrać dodatkowy spektakl o godzinie 9 rano. Przyszło 800 osób.
Po niemiecku?
Nie, dla Polonii, która jest wszędzie.
Robił pan karierę w specyficznych czasach. Czy w tych obecnych łatwiej jest przebić się młodym aktorom?
Na to nie ma recepty. Paradoksalnie jest więcej możliwości, żeby tę karierę zrobić. Ale jest już tyle nośników, że trudno wybrać.
Do kina weszło nowe pokolenie aktorów. Jak pan je postrzega?
Bardzo szanuję tych wspaniałych, młodych ludzi, ich energię, pomysły. Zawsze wierzyłem w młodych ludzi, którzy są kompetentni, odpowiedzialni i wolni w swoim zawodzie.
Czuje się pan człowiekiem spełnionym, usatysfakcjonowanym?
Do tej pory tak, ale chciałbym jeszcze coś zrobić. W miarę upływu lat wydaje mi się, że dopiero teraz jestem w uderzeniu. Jeżeli Johnny Depp może, to dlaczego ja nie, a jesteśmy równolatkami.
Czym obecnie się pan zajmuje?
Na wiosnę będzie miał premierę nowy serial HBO „Ślepnąc od świateł”, w którym gram bardzo ważną rolę. Jest to bardzo ważny serial dla tej telewizji i w ogóle dla Europy, bo został zakupiony do wielu krajów. Będzie też premiera nowego filmu Marka Koterskiego „Siedem uczuć”, a teraz kręcę zdjęcia do filmu „Pitbull” Władysława Pasikowskiego. A potem święta, ferie i... wiosna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany