Pamięta pan słynny mecz na Wembley z Anglią z 17 października 1973 roku?
MIROSŁAW BULZACKI: - Nie zapomnę go do końca życia, bo to był najważniejszy mecz w mojej karierze. Pamiętam każdą akcję, z jakim numerem grałem, co robiliśmy tego dnia oraz pogodę. Była londyńska, co prawda nie lało, ale było mżyście. Murawa była mokra, a ja lubiłem grać w takich warunkach. Chętnie wspominam Wembley i raz w roku odtwarzam sobie ten mecz. Żony już nawet nie namawiam do oglądania.
Co było w nim takiego szczególnego, że po 39 latach wciąż do niego wracamy?
- Jest pewnym symbolem potęgi naszego futbolu. Wtedy, m.in. na Wembley tworzyła się drużyna, z którą wszyscy musieli się wkrótce liczyć. Nawet dumni Anglicy. Ten remis otworzył nam drogę do wielkiej piłki.
Wystarczył występ w tym jednym meczu, by stać się piłkarską legendą...
- Tak nie można powiedzieć. Ważne były też wcześniejsze mecze eliminacji, dzięki którym w Londynie do awansu wystarczył nam remis.
Był pan pewniakiem do gry w pierwszej jedenastce?
- Mogłem liczyć na występ, bo trener Kazimierz Górski stawiał na mnie we wcześniejszych meczach eliminacji i w towarzyskim spotkaniu z Holandią tydzień przed pojedynkiem na Wembley. Kryłem w nim Johana Cruyffa i o miejsce na Anglię byłem spokojny.
Za kogo był pan odpowiedzialny na boisku?
- Za napastnika Tottenhamu Martina Chiversa. To nie było łatwe zadanie, bo miał ponad 190 cm wzrostu i dobrze grał głową. Ale ani na Wembley ani w Chorzowie (2:0) poważnie nam nie zagroził.
Próbował pana prowokować?
- Nie, większych spięć nie mieliśmy. W ogóle Anglicy zachowywali się fair. Co innego ich kibice...
Słyszał pan słynne okrzyki ,,animals"?
- Oczywiście. Zaczęły się już na rozgrzewce. Wtedy pomyśleliśmy: poczekajcie, jeszcze wam pokażemy!
Wyręczyli trenera Górskiego, który nie musiał was mobilizować.
- Motywacji nie potrzebowaliśmy. Trener raczej musiał nas uspokajać. Podkreślał, że może nasi rywale jeżdżą lepszymi samochodami, ale na boisku są takimi samymi ludźmi i umiał trafić do każdego z nas.
Zwycięskiego remisu nie byłoby bez pana. Do dziś wielu kibiców wspomina wspaniałą interwencję na kilka minut przed końcowym gwizdkiem, kiedy wybił pan futbolówkę z linii bramkowej.
- Takie było moje zadanie. Z Jankiem Tomaszewskim graliśmy w ŁKS i rozumieliśmy się bez słów. On często wychodził przed bramkę i musiałem ją asekurować. W tej akcji udało mi się wybić piłkę wślizgiem.
Remis 1:1 dał wam awans na MŚ w Niemczech. Trener Górski po takim sukcesie pozwolił Wam wypić zimnego Guinnessa?
- Trener nie mówił nam, co mamy pić, ale nie robił nam zakazów. Awans uczciliśmy więc nie tylko piwem.
Drużyna dostała list gratulacyjny od sekretarza Edwarda Gierka. A jakie były premie?
- Dziś moglibyśmy liczyć na dużo więcej. Dostaliśmy po 5 tysięcy złotych. Pamiętam, że duży fiat kosztował wówczas 18 tysięcy.
Uważa pan, że naszą reprezentację stać dziś na pokonanie Anglików?
- Wierzę, że tak. Remis to minimum. Przy odrobinie szczęścia możemy pokusić się o zwycięstwo. Gramy u siebie, a to ogromny atut. Anglicy zagrają w osłabieniu, ale tak nie można podchodzić do tego spotkania. Trzeba grać odważnie, a nie tak jak na EURO 2012 i walczyć, jak my na Wembley.
Wybiera się pan na dzisiejszy mecz na Stadionie Narodowym?
- Do tego potrzebny jest bilet. Zdobycie wejściówki nie jest jednak łatwe. PZPN nie traktuje nas w szczególny sposób i nie zaprosił na ten mecz. Będę trzymał kciuki przed telewizorem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Zadymy na urodzinach uczestniczki "Rolnika". Karetka pogotowia, gaz pieprzowy. Szok!
- Dni Gąsowskiego w "TTBZ" są policzone?! TAKĄ niespodziankę zgotowała mu produkcja!
- Maja Rutkowski ZROBIŁA TO z premedytacją, teraz się tłumaczy. Okropne, co ją spotkało
- Była pięknością ze "Złotopolskich". Dziś Gabryjelska nie przypomina siebie | ZDJĘCIA