Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brutalna akcja policji

(em)
Marian Mamrot pokazuje dokumenty, które zgromadził w sprawie pobicia go przez policjantów.
Marian Mamrot pokazuje dokumenty, które zgromadził w sprawie pobicia go przez policjantów. Jarosław Ziarek
- Stłuczona nerka, dwa pęknięte żebra, liczne sińce na głowie i zadrapania - takie obrażenia zadali mi policjanci, którzy zrobili nalot na mój dom. Byli przy tym tak wulgarni, że od przekleństw puchły mi uszy - opowiada 63-letni Marian Andrzej Mamrot, mieszkaniec domu przy ul. Dubois. Powiadomił prokuraturę na Widzenie o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariuszy.

- Moje słowa potwierdza aż 15 świadków. Niestety, prokurator Jacek Barłowski umorzył śledztwo. Twierdzi, że nie ma wystarczających dowodów, aby uznać winę policjantów. Będę się od tego odwoływał - zapewnia.
Marian Mamrot przy ul. Dubois 57 prowadzi punkt skupu dziczyzny. Mówi, że około godz. 17 domofonem zadzwonił jakiś mężczyzna.

Poszkodowany demonstruje, jak został rzucony na kamienną posadzkę.

- Powiedział, że przyszedł w sprawie dziczyzny i chce porozmawiać. Byłem przekonany, że to przedstawiciel koła łowieckiego - mówi Marian Mamrot.
Przy bramie stało dwóch dobrze zbudowanych, ostrzyżonych na zero trzydziestolatków w krótkich spodenkach. Gdy gospodarz przekręcił klucz w zamku, wtargnęli na teren posesji. Wykręcili mu ręce, wciągnęli do budynku, gdzie mieści się punkt skupu i przewrócili na podłogę.

Marian Mamrot pokazuje dokumenty, które zgromadził w sprawie pobicia go przez policjantów.

- Jeden z napastników stanął na mojej głowie i zaczął wiercić obcasem po prawym uchu. Ból był nie do wytrzymania. Zapytał, gdzie jest mój syn. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że na Ukrainie. "Damy ci ch... Ukrainę" - usłyszałem. Byłem przekonany, że padłem ofiarą bandytów - kontynuuje pokrzywdzony.
Po kilku minutach na terenie posesji pojawiła się pani Renata, żona Mariana Mamrota. Napastnicy zostawili wówczas mężczyznę i wbiegli na piętro. Tam zakuli w kajdanki jego pasierba i wyprowadzili go na ulicę (później okazało się, że został on bezpodstawnie pomówiony przez pracodawcę o kradzież oleju napędowego).
- Z okien mojego mieszkania widziałam, jak sąsiad wybiegł na ulicę. Napastnicy brutalnie wepchnęli jego pasierba do opla, którym przyjechali. Później jeden z nich złapał pana Mariana za szyję i też go zaciągnął do auta. Byłam przekonana, że to napad. Krzyczałam: Łobuzy, zostawcie ich - opowiada Stefania Krysiak, która była świadkiem zatrzymania właściciela punktu skupu.
Grzegorz Stysiak, także świadek zdarzenia opowiada, że był przerażony brutalnością rozgrywających się na jego oczach scen.
- Pan Marian z trudem łapał powietrze. Myślałem, że napastnicy go uduszą - mówi.
Marian Mamrot mówi, że dopiero gdy został przywieziony na komisariat przy ul. 3 Maja, zorientował się, iż ma do czynienia ze stróżami prawa.
- Zostałem oskarżony o naruszenie nietykalności policjantów. Trafiłem do policyjnego aresztu, gdyż uznano, że mogę się ukrywać i zacierać ślady mojego rzekomego przestępstwa. Na czym miałoby to polegać, nie dowiedziałem się - mówi Marian Mamrot.
O komentarz poprosiliśmy podinsp. Joannę Kącką z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji.
- Podczas wizyty policjantów domownicy utrudniali doprowadzenie podejrzewanego do radiowozu. (...) Marian M. zaatakował jednego z funkcjonariuszy. Został zatrzymany jako osoba podejrzewana o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta. Prokuratura Rejonowa Łódź-Górna, bazując na zebranym materiale dowodowym, skierowała sprawę do sądu z aktem oskarżenia Mariana M. - informuje podinsp. Joanna Kącka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany