Biznes w czasach epidemii. Właścicielki trzech łódzkich mikrofirm boją się, że ich biznes nie utrzyma się do końca pandemii
Właściciele najmniejszych firm boją się, że nie przetrwają do zakończenia obostrzeń. Zysków nie mają, lub symboliczne, a opłaty nadal wysokie.
Agnieszka Szychowska przy ul. Zielonej prowadzi sklep z bielizną, od 3 tygodni jest zamknięty. Z lękiem myśli o tym, co czeka ją w najbliższej przyszłości. Zatrudnia pracownicę, a do niedawna miała także stażystkę. W sklepie ma zgromadzoną bieliznę na wiosnę, a producenci nie odraczają płatności. Kostiumy kąpielowe, które zawsze sprzedawała, odmówiła. Wyjazdów na wakacje pewnie w tym roku nie będzie.
- Jest dramatycznie – mówi. - Pracownica jest na urlopie za ten rok, ale ten wkrótce się jej skończy. Może otrzymam z Tarczy Antykryzysowej 40 proc. do jej wynagrodzenia, ale mnie jako szefowej ono nie przysługuje. Będzie mi się należała pożyczka w wysokości 5 tys. zł, o ile przez pół roku nie zwolnię pracownika, ale przecież to kropla w morzu potrzeb. Zasypiam i budzę się myśląc, jak wyjść obronna ręką z tej sytuacji bez wyjścia.
NA ZDJĘCIU: Agnieszka Szychowska zamknęła sklep z bielizną. Bije się z myślami co powinna zrobić, aby jej biznes przetrzymał epidemię.
WIĘCEJ NA KOLEJNYM ZDJĘCIU