1/3
Łodzianie, którzy zostali sprowadzeni przez biuro podróży z...
fot. Archiwum prywatne

Łodzianie, którzy zostali sprowadzeni przez biuro podróży z Maroka, wracali 35 godzin. Zostali poddani kwarantannie. Chwalą decyzję bura podróży, które odpowiednio wcześnie wywiozło ich z Maroka.

Na granicy w Świecku czekali w kilometrowym korku cztery i pół godziny. Mieli szczęście, bo wracali w niedzielę. Teraz czekaliby znacznie dłużej.

WIĘCEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE

2/3
Wojciech Filipiak poleciał z żona na wymarzoną wycieczkę...
fot. Archiwum prywatne

Wojciech Filipiak poleciał z żona na wymarzoną wycieczkę objazdową do Maroka w ubiegłą środę. Impreza miała potrwać tydzień.

Dwa dni później biuro podróży Itaka zdecydowało, że turyści ze względu na rosnące zagrożenie zakażeniem się koronawirusem wracają do Polski. W nocy z piątku na sobotę łodzianie z grupą turystów z innych miast wylecieli z lotniska w Casablance do Stambułu. Tu już czekał na nich autokar, który przewiózł ich do hotelu. Na Sen, mycie i śniadanie mieli sześć godzin. Ten sam autokar zabrał ich z hotelu na lotnisko skąd odlecieli do Berlina. Tutaj czekał na nich autokar, który miał ich przewieźć do Warszawy.

Kierowcy ze względu na przepisy sanitarne odgrodzili część autokaru od strony kierowcy taśmami tak aby turyści nie mogli się do nich zbliżyć. Nikt nie pomyślał, aby zagwarantować turystom przerzucanym z kontynentu na kontynent wodę.

JAK WYGLĄDAŁ POWRÓT? CZYTAJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE

3/3
- Na granicy w Świeck korek miał długość jednego kilometra....
fot. Archiwum prywatne

- Na granicy w Świeck korek miał długość jednego kilometra. Na przekroczenie granicy czekaliśmy cztery i pół godziny. Do każdego z nas podchodził pracownik służby granicznej z urządzeniem do mierzenia temperatury – wspomina Wojciech Filipiak. – Otrzymaliśmy karty z informację o tym, jak mamy się zachowywać podczas kwarantanny w Polsce. Ledwo przekroczyliśmy granicę, jakoś nikt nie pomyślał, że nie powinniśmy opuszczać autokaru, pojazd się zatrzymał, a my wszyscy pobiegliśmy do karczmy. Trzeba było w końcu coś zjeść i wypić. Autokarem mieliśmy dojechać do Warszawy. Zdecydowaliśmy z żoną, że wysiądziemy w Strykowie. Córka z zięciem podjechali dwoma autami. Córka w maseczce i rękawiczkach zostawiła nam nasze auto z kluczykami w środku abyśmy mogli wrócić do domu. W lodówce czekały już na nas zapasy na pierwsze dni kwarantanny. Podróż z Maroka trwała 35 godzin. W tamta stronę lecieliśmy 4 godziny.

- Decyzja o naszym wyjeździe z Maroka była właściwa. Wylecieliśmy unikając dantejskich scen jakie teraz dzieją się na lotnisku w Marakeszu – opowiada łodzianin. – Była to nietypowa wycieczka. W pięć dni byliśmy na pięciu lotniskach, w czterech krajach i na trzech kontynentach.

Kontynuuj przeglądanie galerii
Przejdź na shownews.pl

Zobacz również

Tak wygląda teraz żona Krychowiaka. Imponująca muskulatura

Tak wygląda teraz żona Krychowiaka. Imponująca muskulatura

Śmierć na siłowni plenerowej na Widzewie

Śmierć na siłowni plenerowej na Widzewie

Polecamy

Świat futbolu. Tak zmieniali swoje powołanie. Piłkarz mnichem, pastorem, księdzem

Świat futbolu. Tak zmieniali swoje powołanie. Piłkarz mnichem, pastorem, księdzem

Tak wygląda teraz żona Krychowiaka. Imponująca muskulatura

Tak wygląda teraz żona Krychowiaka. Imponująca muskulatura

Śmierć na siłowni plenerowej na Widzewie

Śmierć na siłowni plenerowej na Widzewie