Pan Kamil zainteresował się didgeridoo pięć lat temu.
– Byłem przejazdem u znajomych w Krakowie, jeden z nich pokazał mi instrument i wyjaśnił, jak go używać – mówi. – Szybko postarałem się o własny i zacząłem ćwiczyć. Od tamtego czasu gram codziennie, czasem nawet po kilka godzin.
Wraz z bambusowym instrumentem pan Kamil przejechał niemal całą Europę. Grywał na ulicach Barcelony, Amsterdamu i Brukseli.
– Gra daje mi dużo radości i pozwala zarabiać pieniądze – przyznaje. – Mogę koncertować godzinami.
Z czasem 23-latek nauczył się również sztuki wytwarzania aborygeńskich instrumentów.
– Można je robić nawet z rur z PCW – mówi. – Aby dźwięk miał odpowiednią barwę, potrzebne jest jednak drewno. Oryginalne instrumenty są wykonane z eukaliptusa lub bambusa. Ja wykorzystuję też brzozę i sosnę.
Kilka miesięcy temu pan Kamil trafił do Łodzi. Spał kątem w różnych miejscach, a zarabiał na życie grą na ul. Piotrkowskiej. Trafił w naszym mieście do nieformalnego stowarzyszenia Przestrzeń Kultury Alternatywnej, które działa w pofabrycznych budynkach zakładów Wima. Jego członkowie udostępnili mu salę, w której może prowadzić warsztaty gry i budowy didgeridoo.
– Pierwsze zajęcia są już za nami – mówi. – Mam nadzieję, że z każdymi kolejnymi liczba chętnych będzie rosła. Moim marzeniem jest otworzenie warsztatu, w którym będę mógł wytwarzać australijskie instrumenty.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?