Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bary mleczne powstały w PRL. Były bardzo popularne, ale większość już zamknięto

Anna Gronczewska
Trudno już dzisiaj obejrzeć w Łodzi taki obrazek. Kobieta w białym czepku i fartuchu wychyla się zza okienka krzycząc: „Leniwe” dwa razy, naleśniki trzy! A obok stoi długa kolejka marząc o kopytkach z sosem...CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
Trudno już dzisiaj obejrzeć w Łodzi taki obrazek. Kobieta w białym czepku i fartuchu wychyla się zza okienka krzycząc: „Leniwe” dwa razy, naleśniki trzy! A obok stoi długa kolejka marząc o kopytkach z sosem...CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE archiwum Polskapress
Trudno już dzisiaj obejrzeć w Łodzi taki obrazek. Kobieta w białym czepku i fartuchu wychyla się zza okienka krzycząc: „Leniwe” dwa razy, naleśniki trzy! A obok stoi długa kolejka marząc o kopytkach z sosem...

Bary mleczne odeszły do lamusa. Ostatnim takim typowym barem mlecznym był „Ludowy”, na rogu ul. Rzgowskiej i Zarzewskiej. W PRL ich najważniejszym zadaniem była promocja produktów mlecznych.

Jeszcze kilka lat temu można było tam wpaść na naleśniki czy pomidorową. Gdy przekroczyło się próg „Ludowego” przez chwilę człowiek miał wrażenie, że znalazł się w czasach Polski Ludowej, w latach 70, 80.

W niedużej sali stały laminowane stoliki, obite dermą metalowe krzesła, była kamienna posadzka. Pani Janina naliczała należności w kasie nakręcanej korbką. W oddali widać było wielki piec węglowy. Pan Paweł, mechanik samochodowy dobrze znał bar „Ludowy” przyjeżdżał tu często na obiad aż z Chojen. Twierdzi, że to była taka rodzinna tradycja. Tu jadł jego dziadek, ojciec, teraz on.

- Dziadek handlował na „Górniaku”, więc wpadał tu coś zjeść - opowiadał nam pan Paweł. - Czasem zabierał mnie ze sobą. Mnie tu się spodobało i też tu wpadałem. Szkoda, że od kilku lat „Ludowego” już nie ma. To było miejsce, które miało klimat. Uwielbiałem jeść placki ziemniaczane, które panie same tarły i smażyły. Same też robiły pierogi

Bary mleczne to wynalazek PRL-u. Powstały razem z Polską Ludową, a za zadanie miały promować produkty mleczne. Nawet w fasolce po bretońsku nie mogło być nawet kawałka mięsa lub kiełbasy, a jedynym jej urozmaiceniem był sos pomidorowy. Jadłospis barów był do siebie podobny. Przez wiele lat piło się w nich mleko, na obiad jadło naleśniki lub omlet. Na deser był budyń, który czasem zastępował kisiel. Zawsze można było się posilić zupą mleczną lub pomidorową. Pojawiała się też kasza gryczana z tłuszczem.

- Pamiętam, że w barach mlecznych we Wrocławiu można było zjeść ruskie pierogi, które były niedostępne przez wiele lat w Łodzi - wspomina pan Jerzy, który jako student bywał częstym gościem takich barów.

Za czasów Edwarda Gierka nieco zmieniono menu. Mleczne kanony zostały zachwiane. Obok leniwych pojawiło się mięso. Był to zwykle mielony, gołąbki, klopsiki w sosie pomidorowym, do fasolki zaczęto dodawać kiełbasy.

Większość barów już nie działa

Trochę przerysowany obraz typowego baru mlecznego tamtych czasów przedstawił Stanisław Bareja w komedii „Miś”. Do legendy przeszła już scena, w której jeden z bohaterów je kaszę w żelaznej misce przykręconej śrubą do stolika i łyżką przymocowaną łańcuchem do stolika...

Wystrój wnętrz wszystkich barów był do siebie podobny. Były tam metalowe krzesła i stoły, czasem przykryte ceratą. Najpierw stało się w kolejce do kasy, a następnie odbierało dania. Menu wypisywano kredą na czarnej tablicy.

O barach krążyły też różne dowcipy. Oto jeden: Pracownica baru wychyla się z okienka i krzyczy: Kto prosił ruskie? Odpowiada jej głos z sali: Nikt nie prosił, same przyszły...

Upadek PRL sprawił, że wiele barów mlecznych przestało istnieć. Zostały tylko te, które przejęli prywatni właściciele. Tak się stało z barem „Familijnym”, który znajduje się na Dąbrowie, w pawilonie przy ul. Broniewskiego. Około godz. 13. większość stolików jest zajęta. Przychodzą dzieci z okolicznych szkół, emeryci. Przy jednym ze stolików siedzi starsze małżeństwo. Nie chcą podawać nazwisk, nawet imion, ale zapewniają, że do „Familijnego” przychodzą codziennie.

- Obiady jak domowe, pewnie że trochę droższe jakby się samemu ugotowało, ale za lenistwo trzeba płacić - śmieje się pan po siedemdziesiątce, jeden z mieszkańców Dąbrowy. - Dziś na przykład zamówiliśmy grochówkę, schabowy, ziemniaki, surówkę. Zapłacimy ponad 30 złotych, ale zawsze człowiek zje coś gorącego.

Przy ladzie starsza kobieta zamawia kopytka z sosem. Mówi, że to jej wystarczy na cały obiad. - Ledwo to zjem - twierdzi starsza pani. - Jak wzięłam zupę i naleśniki z serem, to nie mogłam zjeść. Nie dlatego, że było nie dobre, ale było dla mnie za dużo. Nie raz najem się nawet talerzem zupy. A bary dla takich ludzi jak ja to bardzo dobre rozwiązanie. Mieszkam sama, mąż umarł cztery lata temu, a dla jednej osoby nie chce mi się gotować. Wolę iść do baru.

„Familijny” był kiedyś barem mlecznym, ale nastawionym na jarską kuchnię. Mięsa tu nie przygotowywano. Co najwyżej były jakieś mrożonki - zrazy, bigos, fasolka po bretońsku. Na co dzień to robiono kotlety z jaj, drobiu, ryb. Można było zjeść gotowanego kurczaka. Najwięcej było potraw mlecznych. Podawano na przykład zupę mleczną i pierogi.

Kiedyś w „Familijnym”stołowali się m.in. robotnicy zakładów pracy z Dąbrowy, którzy dostawali bony na obiady. Innym takie bony dawała pomoc społeczna.

W 1991 roku „Familijny” przejęła Lucyna Grzanek. Do dziś stara się zachować tradycję. Zje się w jej barze sporo jarskich potraw. W czwartki wielu amatorów mają kluski na parze. Klienci chętnie kupują leniwe, pierogi ruskie, z mięsem, pyzy, naleśniki. Na omlet, jeśli tylko jest w Łodzi, wpada pewien pan z Krakowa. Twierdzi, że takiego nie zje nigdzie w Polsce.

- My wszystko robimy ręcznie - zapewniała nas pani Lucyna. - Nie korzystamy z półproduktów.

Niestety, nie ma już w Łodzi słynnego baru „Smakosz”, który był przy ul. Struga. Jego likwidacji do dziś nie może przeboleć Leon Jabłoński, 82-letni, emerytowany księgowy. Mieszka w centrum i do „Smakosza” przychodził dwa razy dziennie. O 10. wpadał na szklankę mleka, a o 13. przychodził na obiad. Uwielbiał ziemniaki z jakiem sadzonym i marchewką.

- Ale zamawiałem tylko pół porcji ziemniaków - wspomina pan Leon. - Tam zawsze mogłem tanio i smacznie zjeść. Odkąd zlikwidowali „Smakosza” to nie mogę znaleźć sobie stałego miejsca na obiady.

„Smakosz” nie był jedynym barem mlecznym w okolicy. Na Piotrkowskiej na wysokości numeru 83 był „Wzorowy”. Na przeciwko znajdował się bar mięsny „Rekord”. Na Piotrkowskiej przy ul. Próchnika bar „Reprezentacyjny”, a przy Kilińskiego „Biały Potok”.

O barach pisała w PRL prasa

Nie ma już też baru „Oaza”, który był w starej kamienicy obok Dworca Fabrycznego, przy ul. P.O.W. Tam lubili wpadali studenci Uniwersytetu Łódzkiego i podróżni czekający na pociąg.

W 1966 roku „Dziennik Łódzki” informował, że na pl. Niepodległości otwarto bar szybkiej obsługi „Rarytas”. Miał 150 miejsc, a znajdująca się na piętrze kawiarnia 100.

- Do nowości należy zaliczyć system obsługi konsumentów - pisał „Dziennik Łódzki”. - Wchodzący w tzw. ciąg barowy wybierają odpowiadające im potrawy, potem w kasach rejestrujących otrzymują bon z wypisaną należnością, a jak nic nie wybiorą, bon zerowy. Siadają przy stolikach, zjadają, a następnie wychodzą płacąc w kasie przy drzwiach. Zgubienie bonu kosztuje 50 zł.

„Dziennik Łódzki” pisał też, że w pierwszym miesiącu 1980 roku w podcieniach przy ul. Podmiejskiej planuje się otwarcie salonu wydawniczego „Ruchu”, cocktail - baru „Zdrowie”, który ma być nowoczesnym barem mlecznym. Władze dzielnicy bałuckiej chciałyby jeszcze otworzyć przy al. Włókniarzy zakład WSS, w którym miałyby być restauracja i hotelik. Specjalnością zakładu miała być organizacja wesel.

Z dumą informowano też, że otwarto po remoncie restaurację „Kolejową” przy ul. Kopernika.

- Lokal ten nie cieszył się dobrą opinią - pisał „Dziennik Łódzki”. - Okupowali go często ludzie z tzw. marginesu społecznego racząc się tu obficie alkoholem. W czasie remontu zapadła słuszna decyzja, by alkohol wycofać, a lokal zamienić w jadłodajnię. Jest ona tu bardzo potrzebna. Zakończono też prace remontowe w barze mlecznym „Przystanek” przy ul. Nowomiejskiej. Niestety, przeciągnęły się prace remontowe w barze szybkiej obsługi „Rekord”. Miał on być otwarty w lipcu, potem 20 sierpnia, ale i tego terminu nie dotrzymano.

Bary mleczne nie miały dobrej opinii. Chociaż pełniły ważną funkcję, bo mogli w nich zjeść posiłek ludzie niezamożni.

W połowie lat 70. w Łodzi otwarto mleczny cocktail-bar, przy ul. Jaracza, naprzeciw „Magdy”. Nowością były sprzedawane tam zapiekanki serowe, produkowane przy pomocy specjalnego urządzenia sprowadzonego z zagranicy... Dziś po barach mlecznych nie ma już śladu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bary mleczne powstały w PRL. Były bardzo popularne, ale większość już zamknięto - Dziennik Łódzki

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany