Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Badanie u ginekologa: Lekarz rozpiął rozporek. Pacjentka wstrząśnięta

Andrzej Plę[email protected]
To był wstrząs. Nie tak miało wyglądać badanie, które i tak do przyjemnych nie należy. Ona - na fotelu ginekologicznym z rozchylonymi nogami, on - stojący pomiędzy nimi w opuszczonych spodniach.

Agnieszka przez 10 lat korzystała z pomocy tego samego lekarza. Znała go, on znał ją. Wybrała go, bo u niego nie czuło się, że jest się u ginekologa. Owszem, był serdeczny, mówił po imieniu, skracał dystans, ale przecież w taki sposób lekarz może łagodzić pacjentce stres i tak krępujących badań. Niczego zdrożnego w tym nie dostrzegała. Tego dnia spieszyła się wyjątkowo, bilet na pociąg do Krakowa do chorego dziecka w szpitalu już miała wykupiony, a z rzeszowskiej przychodni, w której przyjmuje lekarz, do dworca PKP jest kawałek drogi.

Badanie inne niż zwykle

- Weszłam do gabinetu, w poczekalni została kolejna pacjentka - opowiada Agnieszka. - Lekarz zapytał, co mamy robić, spojrzał w kartę, zdecydował, że badania kontrolne, zaprosił do pomieszczenia obok.

Przygotowała się, usiadła na fotelu ginekologicznym.
- Podszedł, zapytał, czy wszystko w porządku, jak nerki, czy nie ma problemów - mówi dalej. - W pewnym momencie swoją rękę położył mi na udzie. Poprosiłam o pośpiech, tłumaczyłam, że muszę zdążyć do dziecka w Krakowie. Powiedział: "mnie to tak szybko nie pójdzie".

W końcu 10 lat go znała, ta ręka na udzie i ta odpowiedź - nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Ale zbyt zajęta była myślami o dziecku, by zwrócić na to szczególną uwagę. Choć przyznaje, że jakiś cichy dzwonek alarmowy odezwał się w głowie.

- Poprosiłam go, żeby nie żartował, naprawdę mi się spieszy i wtedy usłyszałam: to daj się chociaż skosztować - opowiada. - I w tym momencie usłyszałam, jak opada mu klamra od spodni.
Wtedy jeszcze tego nie widziała. Leżała na wznak z rozchylonymi nogami, z zamkniętymi oczyma, albo patrzyła w sufit. Na dźwięk odpinanej klamry paska zerwała się z fotela w ułamku sekundy.

- I już teraz nie mam pewności, czy miał spodnie spuszczone do połowy - opowiada z wyraźnym skrępowaniem. - Krzyknęłam, że na tym kończymy wizytę, miał dziwną minę, jakby się nie spodziewał, że wyskoczę mu z fotela. Uciekłam z gabinetu. Nie wiem, co by się wydarzyło, gdybym nie usłyszała odpinanej klamry od paska.

Strach, wstyd, upokorzenie

Nie chciała ani chwili dłużej zostawać z nim sam na sam, wciągnęła tylko spodenki, zgarnęła resztę ubrania, które miała włożyć na siebie w toalecie.

- Jeszcze tylko wróciłam po plecak, który u niego zostawiłam w panice - opowiada. - Weszłam, powiedziałam, że jeszcze nie wiem, co ja z tym zrobię, a on się tylko ironicznie uśmiechnął i usłyszałam: i co ty mi możesz zrobić?

Po niej do gabinetu weszła koleżanka, z którą miała jechać do Krakowa.
- Jej wizyta trwała krótko. Byłam przed budynkiem, kiedy zadzwoniła - opowiada Agnieszka. - Zeszła do mnie i kiedy ją zobaczyłam, puściły mi nerwy, zaczęłam przed tą przychodnią krzyczeć, co on mi zrobił, i potwornie płakać.

Pani Marta weszła do gabinetu lekarza natychmiast po koleżance.
- Bardzo długo coś pisał w jej karcie, mnie nawet nie zbadał, choć kawał drogi zrobiłam dla tej wizyty - opowiada koleżanka Agnieszki. - Tylko wypisał receptę, zresztą błędnie, bo nie mogłam jej zrealizować. Wyszłam, szukałam Agnieszki, miała poczekać na mnie, a nigdzie jej nie było. Zaczęłam wydzwaniać, wykrzyczała, że jest na zewnątrz. Zeszłam na dół, cała była zapłakana, zaczęła wyrzucać z siebie słowa, że jest w szoku, roztrzęsiona i nawet nie wie, jak mi to powiedzieć. Nawet trudno ją było zrozumieć przez ten płacz.

Mówi, że ona nigdy ze strony tego lekarza nie doświadczyła podobnych sytuacji, choć czasem rzeczywiście zdarzały się jakieś niewybredne żarty.

Po powrocie z Krakowa Agnieszka poszła na policję. Poprosiła o psychologa policyjnego, który asystowałby jej przy składaniu zawiadomienia. Bo jak opowiadać obcym ludziom o tak bardzo osobistej i krępującej sytuacji? Pani psycholog uświadomiła Agnieszkę, że tego rodzaju pomoc nie leży w jej kompetencjach, ale skontaktowała się z Ośrodkiem Pomocy dla Osób Pokrzywdzonych Przestępstwem.

- Konsultowaliśmy się z Centrum Praw Kobiet w Warszawie, pytaliśmy, czy mają doświadczenia w takich sprawach, czy możemy spodziewać się kontrakcji ze strony lekarza w sytuacji, kiedy pani Agnieszka złoży zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa - tłumaczy Elżbieta Wisz, psycholog i koordynatorka Ośrodka. - Czy ten lekarz może stwarzać dla pani Agnieszki jakieś zagrożenie. Stąd mała zwłoka z decyzją o zawiadomieniu organów ścigania, ale będziemy pani Agnieszce w tym towarzyszyć.
Kilka dni później musiała zajrzeć do przychodni. Do gabinetu dentystycznego, bo z pewnością nie do ginekologa.

- Panicznie bałam się, że spotkam go na korytarzu, na schodach, że miniemy się w drzwiach wejściowych - tłumaczy. - Nie wiem, jaka byłaby moja reakcja, pewnie bym się zalała łzami.
Do Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie trafiło już zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

- Z opisem całego incydentu, z zarzutem o usiłowaniu gwałtu lub dopuszczeniu się innej czynności seksualnej - precyzuje pani Agnieszka. - Mnie to nie pomoże, ale nie chcę, żeby jakąkolwiek inną kobietę coś takiego spotkało z jego strony. Bo być może nie jestem jedyna.

Zdaje sobie sprawę z tego, że była jedynym świadkiem i ofiarą tego incydentu, że na potwierdzenie swoich słów ma tylko swoje słowo. I że występuje przeciwko być może przeciwko całemu silnemu lobby zawodowemu.

- Potwierdzę każde zdanie Agnieszki - obiecuje pani Marta. - Widziałam ją tuż po tym incydencie, widziałam w jakim była stanie, co do mnie mówiła.

- Nie wiadomo, jak wiele jest sytuacji, w których urzędnik, lekarz, osoba zaufania publicznego dopuszcza się takich rzeczy - tłumaczy Elżbieta Wisz. - Być może są inne kobiety, które doświadczyły podobnych sytuacji ze strony tego lekarza, ale strach i wstyd każą im milczeć.

Lekarz zaprzecza

Lekarz (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) wydaje się być zaskoczony interwencją pani Agnieszki.
- Trudno mi powiedzieć, jakoś nie mogę sobie skojarzyć takiej sytuacji - zapewnia, ale przyznaje, że kojarzy pacjentkę o takim imieniu. - Nic mi to nie mówi i prawdę mówiąc jestem zaskoczony.
I stanowczo zaprzecza, jakoby opisany przez jego - byłą już - pacjentkę incydent miał miejsce.

Czekanie na sprawiedliwość

Teraz Agnieszka szuka w pamięci sytuacji, które wcześniej byłyby sygnałami, że pan doktor przesadnie skraca dystans.

- Raz wyznaczył mi termin wizyty, powiedział: przyjdź, pobierzemy badania i nie tylko - przypomina sobie. - Wtedy nie dostrzegałam w tym nic niestosownego. Takich "niewinnych" sytuacji było więcej, ale nie na tyle wyraziste, by wówczas dały mi do myślenia. Teraz inaczej je widzę.

Z doświadczeń ośrodka prowadzonego przez Elżbietę Wisz wynika, że sytuacji przemocy seksualnej jest wiele, ale nieczęsto ofiary skłonne są interweniować.

- Powstrzymuje je wstyd, strach, lęk przed samotnością i napiętnowaniem, konieczność stawienia czoła Goliatowi. Takie doświadczenia wywołują traumę, z którą w samotności trudno sobie poradzić, a my potrafimy pomóc ofiarom takich sytuacji.

Agnieszka mówi, że badania i tak musi zrobić. Na pewno nie u tego lekarza. Każdego innego też się już boi.

Imię bohaterki - na jej prośbę - zostało zmienione.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Badanie u ginekologa: Lekarz rozpiął rozporek. Pacjentka wstrząśnięta - Kurier Poranny

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany