Awantura w pogotowiu! Pacjent oskarżył personel o picie w pracy!

- Doktor imieniny obchodzi, a chory czeka na korytarzu już drugą godzinę - komentowała jedna z pacjentek.
Policjanci, którzy weszli do gabinetu, zostali z niego wyproszeni. Chirurg badał pacjenta, więc kibice nie byli mu potrzebni. Po 10 minutach, gdy chory wyszedł, przez głośnik poproszono funkcjonariuszy do gabinetu.
- Boże, co się dzieje? - pytali mniej zorientowani pacjenci.
- Chcą się zbadać bez kolejki! - denerwował się mężczyzna z uszkodzonym obojczykiem.

- Pan głupot nie gada! - ripostowała pacjentka z kleszczem. - Doktorzy balangują, więc przyszli sprawdzić, ile już wypili.
Pół godziny wcześniej wzburzony mężczyzna wyszedł z pogotowia, krzycząc, że wezwie policję. Przyjechał z żoną, która rozcięła sobie opuszek palca. Nie chciał czekać w kolejce. Nie był zadowolony również, gdy pielęgniarka postanowiła założyć jego żonie tymczasowy opatrunek. Wbiegł na drugie piętro do gabinetu rzecznika.
- Na dole jest libacja alkoholowa i wszyscy piją, zamiast przyjmować pacjentów - przytacza słowa mężczyzny Danuta Korcz, rzecznik prasowy pogotowia. - Zapowiedział, że wezwie policję.

Policja przyjechała. Oznak libacji nie znalazła. Policjanci zdali zwierzchnikowi meldunek, że na nos alkoholu nie czują. Po godzinie przyjechał więc patrol drogówki z alkomatem. Na zapleczu gabinetu kazał dmuchać doktorowi, koordynatorce, dwóm pielęgniarkom i rzeczniczce.
- Pracownicy pogotowia byli trzeźwi - mówi Adam Kolasa z biura prasowego łódzkiej policji.
Doktor Antoni Rapiejko, który miał imieniny, wydawał się najmniej poruszony całym zajściem.
- Mam 12-godzinny dyżur i przyjmuję właśnie 45. pacjenta - mówił nam przed godziną 13.