Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Pawelec: Wstrząs jest niezbędny

Jan Hofman
Sytuacja piłkarskiej drużyny Widzewa jest nie do pozazdroszczenia. Łodzianie zajmują ostatnie miejsce w tabeli i zdaniem większości fachowców nie zdołają już się z niego wydostać. Oto jak na sytuację klubu patrzy jego były właściciel.

Zabierze pan głos w dyskusji, co zrobić, by podnieść sportową wartość drużyny Widzewa?
Andrzej Pawelec, były współwłaściciel klubu z al. Piłsudskiego: – Chętnie, bo w ostatnim czasie głównie mówi się o stadionie przy al. Piłsudskiego, a sportowe „wyczyny” piłkarzy są w tle. Dla mnie teraz najważniejsze jest to, by drużyna utrzymała się w ekstraklasie. I cieszyłbym się, gdyby w tym kierunku podążyły dyskusje w widzewskiej rodzinie.
Nowy stadion jest ważny...
– Oczywiście i tego nie neguję. Ktoś jednak musi na nim grać, a w tej chwili kibicom Widzewa grozi to, że nie będą mieli kogo dopingować. Najzwyczajniej drużyna osuwa się w otchłań niebytu i brakuje mi właśnie żarliwej polemiki o tym palącym problemie. Teraz wszyscy powinni się skupić na piłce nożnej w Widzewie i sposobach jej ratowania. Gołym okiem widać, że nie jest dobrze.
Może niektórzy doszli do wniosku, że nie ma już o czym dyskutować...
– Dopóki piłka w grze, zawsze jest o czym rozmawiać. Przecież pokolenia piłkarzy naszego klubu pracowały na słynne powiedzenie – widzewski charakter. Serce boli, kiedy coraz częściej dochodzę do wniosku, że to teraz tylko wyświechtany slogan. Nie tak dawno zawodnicy przychodząc do Widzewa wiedzieli, że nie jest to tuzinkowy klub. Wymagało się od nich cech, które były charakterystyczne dla wojowników i ludzi sukcesu. Tu nikt nie odstawiał nogi, bo najzwyczajniej w świecie nie wypadało.
Czasy się zmieniają...
– Kolejny raz powtórzę, że Widzew to sprawa publiczna. Obecny właściciel jest biznesmenem i pewnie chłodno kalkuluje swoją działalność w klubie przy al. Piłsudskiego. Może trzeba mu uzmysłowić, że futbol to inny rodzaj biznesowej działalności. Tu są emocje, adrenalina, gorące dyskusje, odrobina szaleństwa, ogromna miłość do klubu, kłótnie, ale przed wszystkim współdziałanie. Tak zawsze było w Widzewie i nie widzę powodu, aby to zmieniać.
Ale pan też ma na sumieniu sportowy upadek...
– Spytam zatem przewrotnie. Czyje trofea i puchary eksponuje w gablotkach obecny właściciel klubu? Mniej zorientowanym przypomnę, że zdobyliśmy dwa mistrzostwa Polski i walczyliśmy w Lidze Mistrzów. Wówczas nie było finansowego wsparcia Urzędu Miasta i drużyna powstała za moje i innych udziałowców pieniądze.
Co pana teraz zaskakuje w Widzewie?
– Trenerskie roszady, których przyznam, że nie rozumiem. Odsunięto od drużyny Radosława Mroczkowskiego, bo to miało być gwarancją lepszej gry zespołu. Wyszło dokładnie na odwrót. Nie wiem, co się stało z piłkarzami, którzy jeszcze jesienią byli zdolni podjąć walkę w ekstraklasie. Już dziś widać, że to była zła koncepcja, ale obecni sternicy klubu brną z tym pomysłem dalej.
Jakie jest wyjście?
– Wolny jest przecież Michał Probierz. Najwyższy czas wstrząsnąć całym tym towarzystwem, a nie opowiadać, że widzi się wyraźne postępy. To próba czarowania rzeczywistości. Kibiców nie da się wykiwać gładkimi słówkami. Zaskakuje, że obecni włodarze klubu nie chcą wykorzystać idealnej dla nich sytuacji, a więc nowego systemu rozgrywek. Po rundzie zasadniczej straty do bezpiecznego miejsca w tabeli zmniejszą się o połowę. Trzeba zrobić wszystko, by wykorzystać ten uśmiech losu.
Sylwester Cacek grozi, że zamknie stadion przed kibicami, bo ci gwizdali na piłkarzy...
– I to mnie szokuje najbardziej. Przecież skoro fani gwizdali, to znaczy, że otrzymali produkt, który nie przypadł im do gustu. Nie wolno zapominać, że od czasu do czasu także w teatrze słychać buczenie i oznaki niezadowolenia, bo któryś z aktorów nie staje na wysokości zadania. To naturalna forma protestu dla ludzi, którzy kupują bilety i w trakcie wydarzenia dochodzą do wniosku, że zostali oszukani.
Może właściciel uważa, że przy pustych trybunach będzie się lepiej grało drużynie. Nic nie będzie jej rozpraszać...
– To po co zatem domaga się budowy stadionu. Wystarczy ogrodzić boisko płotem i można się bawić w wielki futbol. Należy jednak pamiętać, że wtedy trudno będzie wcielić w życie starą piłkarską prawdę, że kibice są dwunastym zawodnikiem Widzewa. A tak zawsze było na obiekcie przy al. Piłsudskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany