Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Pawelec: Ferrari już sprzedałem! Kryzys dosięgnął także łódzkiego biznesmena

Rozmawiał Jan Hofman
Rozmowa z Andrzejem Pawelcem - biznesmenem, byłym właścicielem klubu piłkarskiego Widzew.

? W ostatnich latach próżno było pana szukać na listach najbogatszych Polaków...
- Andrzej Pawelec: - Przyznam, że przestało mnie to bawić. Kryteria doboru ludzi, którzy tam trafiali, nie były jasne.
? Czy aby na pewno to była jedyna przyczyna? Tylko szczerze, proszę...
- Oczywiście była też inna.

? Jaka?
- Kryzys, który dotknął wielu polskich biznesmenów. Mnie także nie oszczędził, tak w działalności produkcyjnej, jak i kapitałowej.

? Dlaczego tak się stało?
- Przyczyny były różne, m.in. złe inwestycje. To musiało mieć swoje konsekwencje. Muszę przyznać, że miniona dekada nie była dla mnie łatwa. To nie były czasy komfortowe. Tak to już jest w życiu, że im większą prowadzi się firmę, tym problemy są większe, a ból głowy ogromny.
? Najął się pan u kogoś do pracy?
- Nie. Na szczęście nie było takiej potrzeby. Postanowiłem jeszcze raz spróbować sam.
? I...
- W ostatnim czasie odrabiam straty i skupiam się na ponownym budowaniu silnego biznesu. Ale nie ukrywam, że teraz muszę bardzo ciężko pracować.
? W jakiej branży zaczął pan działać?
- W tej samej. Miałem nowe pomysły. Obecnie wytwarzam bardzo specyficzny produkt dla bardzo odważnych mężczyzn. Ale, co cieszy, przeszedł już pozytywną weryfikację.
? Co to takiego?
- We współpracy z Gminą Wyznaniową Żydowską, która jest dostawcą receptury, produkuję koszerną śliwowicę. Na etykiecie została umieszczona informacja, że jest robiona na podstawie dwustuletniej receptury. Staramy się, aby był to produkt regionalny. Na otwarciu był rabin nadzorujący Abraham Schlesinger z Izraela.
? Swego czasu znakiem firmowym Andrzeja Pawelca było czerwone ferrari. Jest jeszcze w pańskiej kolekcji samochodów?
- Nie ma, a to za sprawą mojej żony. Dorośli nam synowie i coraz częściej przymierzali się, aby zasiąść za kierownicą tego superszybkiego auta. Ania zobaczyła, co się święci i postawiła mi ultimatum.
? Jakie?
- Albo sprzedam ferrari, albo ona osobiście je spali.
? Spłonęło?
- Oczywiście, że nie. Sprzedałem auto.
? Sporo pan stracił...
- W żadnym wypadku. Na takich samochodach się nie traci. O ile mnie pamięć nie myli, to zapłaciłem za nie 200 tysięcy ówczesnych marek. Po kilku latach sprzedawałem je z nieznacznym zyskiem! Po prostu są to pojazdy kultowe i utrzymują swoją wartość niezależnie od upływu lat.
? Pozostańmy przy autach. W jakich pan teraz gustuje?
- Przede wszystkim bezpiecznych. Zostałem dziadkiem i dlatego szybkość nie jest już tak istotna. Ale nie ukrywam, że nadal marka musi mieć prestiż.
? Wymienił pan imię żony. Nadal ta sama?
- Zmiany nie są korzystne. Nie wszyscy są tak odważni, by szukać nowej towarzyszki życia. Potem są same problemy, na przykład trudno dzielić majątek. A mówiąc już poważnie, jest nam dobrze z sobą, to po co to zmieniać. Jesteśmy razem na dobre i na złe.
? Kiedy był pan na topie, to chyba nie brakowało panu przyjaciół?
- I tu pana zaskoczę. Miałem więcej wrogów, którzy trzymali kciuki wyłącznie za to, aby mi się nie powiodło w biznesie.
? Nadal sponsoruje pan sport?
- Jak najbardziej.
? Jednak nie widać nazwy pańskiej firmy na Widzewie...
- Bo ja daję pieniądze na klub, który ma siedzibę nieopodal mojej fabryki. Teraz oglądam mecze Orła Parzęczew. Mamy już pierwszy sukces. Wychowankiem Orła jest zawodnik ekstraklasowego ŁKS, Artur Gieraga.
? Jakiś czas temu pojawił się pan na Widzewie. Kibice przyjęli pana wrogo.
- I tego nie pojmuję. Przez dziesięć lat inwestowałem w klub, a tu taka forma podzięki. Może zabrzmi to nieskromnie, ale największe sukcesy Widzewa nadal wiążą się z moim nazwiskiem.
? Ale klub to także źródło pańskich kłopotów...
- Rzeczywiście, mam dwie sprawy w sądzie. Pierwsza dotyczy byłego posła Andrzeja Pęczaka. Jednym z wątków jest oskarżenie nas przez rodzinę biznesmenów spod Łodzi. Ja twierdzę, że są to pomówienia i to się wkrótce wyjaśni.
? A druga sprawa, gdzie chodzi o działanie na szkodę Widzewa?
- Owszem, zawierałem umowę z Grajewskim, kiedy pożyczaliśmy od niego pieniądze. Były dochowane wszystkie standardy prawne. Przez cały czas obsługiwaliśmy zadłużenie klubu, dlatego nie rozumiem, że próbuje się nam zarzucić próbę ukrywania pieniędzy przed wierzycielami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany