Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

81 wielkich sklepów ... a pierwszy był Carrefour

Iwona Jędrzejczyk
W dniu otwarcia market przy ul. Kolumny odwiedziło 40 tys. osób. Obecnie  dziennie odwiedza go od 5 do 10 tys. klientów.
W dniu otwarcia market przy ul. Kolumny odwiedziło 40 tys. osób. Obecnie dziennie odwiedza go od 5 do 10 tys. klientów. Paweł Łacheta
W Łodzi mamy już 59 super - i 22 hipermarkety! Więcej jest tylko w Warszawie. Rosną kolejne centra handlowe, a mało kto pamięta, że 14 lat temu nie wiedzieliśmy jeszcze, co to jest sklep wielkopowierzchniowy.

19 listopada 1997 r., róg ul. Kolumny i ul. Rzgowskiej, godz. 8 rano. Do otwarcia pierwszego w województwie supermarketu i pierwszego w Polsce francuskiego Carrefoura została jeszcze godzina. Wśród 1,5 tys. miejsc parkingowych trudno znaleźć choć jedno wolne, a i tak większość z tysięcy oczekujących przed zamkniętymi drzwiami przyjechała autobusami.

Do brytyjskiej sieci Tesco należy w Łodzi 16 sklepów, w tym trzy hipermarkety:  w Galerii Łódzkiej, przy ul. Pojezierskiej i ul. Widzewskiej (na zdjęciu).

Sytuacji przed sklepem przygląda się, przez jedno z okien w budynku marketu, pierwsza zmiana z 350-osobowej załogi. Wśród nich jest 28-letni Andrzej Stysiński, wówczas zastępca kierownika działu mięsnego, a obecnie dyrektor Regionu Centrum w sieci Carrefour.

- Wszyscy byliśmy podekscytowani, ale i pełni wątpliwości, jak taki sklep zostanie przyjęty - wspomina pan Andrzej. - Do tamtej pory łodzianie robili zakupy na rynkach lub najwyżej w domach handlowych takich jak Central. Wszędzie jednak zakupy odbywały się za pośrednictwem ekspedientki. Punktualnie o godz. 9 do sklepu wpadł tłum. Większość skierowała się w stronę komputerów i telewizorów, które z okazji otwarcia sprzedawano po promocyjnych cenach. Przez 12 godzin market odwiedziło aż 40 tys. osób (dla porównania - otwarty w 2009 roku sklep IKEA miał pierwszego dnia "ledwie" 17 tys. klientów).

W dniu otwarcia market przy ul. Kolumny odwiedziło 40 tys. osób. Obecnie  dziennie odwiedza go od 5 do 10 tys. klientów.

- Dwukrotnie trzeba było wstrzymać wejścia do sklepu, bo zabrakło koszyków i wózków - mówi Andrzej Stysiński. - Podczas tych przerw dyrektor marketu, wraz z innymi pracownikami, częstował oczekujących wypiekami ze sklepowej piekarni. Łodzianie czuli się nieco zagubieni w wielkim sklepie. - Pamiętam, jak podchodzili do działu mięsnego, machali na nas i wołali, że chcą kilo schabu - opowiada pan Andrzej. - Byli bardzo zaskoczeni, kiedy dowiadywali się, że mięso pokrojone na tackach mogą wybrać i włożyć do koszyka sami. Podobne sytuacje rozgrywały się w naszej piekarni. Zdziwienie wzbudzały także degustacje, np. pieczonej kiełbasy, za które nie trzeba było płacić, samodzielne ważenie owoców i warzyw czy dziewczyny jeżdżące na wrotkach, które pomagały zdezorientowanym.

Więcej w dzisiejszym wydaniu Expressu Ilustrowanego

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany