16 porażka ŁKS. Nic tylko siąść i płakać. Tylko cud może uratować łodzian

Trener ŁKS - Kazimierz Moskal mówił przed meczem: - Oczekuję od moich piłkarzy, że będą chcieli grać w piłkę. Tymczasem do przerwy gry z obu stron było mniej niż zero. Na boisku rządził chaos, nad którym nikt nie potrafił zapanować. Szybkie, bezsensowane straty piłki Guimy czy Domingueza były irytujące. To był trudny mecz do oglądania, bo proste błędy ekstraklasowych ponoć piłkarzy, były irytujące. Maciej Dąbrowski w przerwie: - Nie możemy tak grać, bo to ani nie jest przyjemne dla oka, ani nie przynosi żadnego efektu.
Granie co trzy dni mocno obu drużynom dało się we znaki. Brak było sił, świeżości, szybkości, zwrotności i to odbijało się na jakości. Był to niestety pokaz antyfutbolu, a przecież ŁKS miał hiszpańskim wzorem grać piłkę na tak.
Po przerwie łodzianie po raz trzynasty jako pierwsi stracili gola w ekstraklasie. Tym razem z rzutu karnego. Tylko raz odrobili tę stratę, w Gdyni z Arką. Tym razem znów się nie udało.
Ataki łodzian były nieporadne, a jeśli już goście znaleźli się w polu karnym, to strzelali panu Bogu w okno. Piłkarze z Kielc umiejętnie wybijali rywali z uderzenia, gdy ci na moment przejmowali inicjatywę. Brakowało w ŁKS piłkarza, który wziąłby na swoje barki odpowiedzialność za grę i wynik. Degradacja stylu i jakości gry łodzian. Dla gospodarzy było to pierwsze zwycięstwo w tym roku, po którym przesunęli się na 14. miejsce w tabeli.

Korona Kielce - ŁKS Łódź 1:0 (0:0)

1:0 - Kovacević (53, karny)
żółte kartki: Tzimópoulos - Moros Gracia
sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
widzów: 4678
ŁKS: Malarz - Bogusz, Moros, Dąbrowski, Vidmajer, Trąbka (79, Corral), Srnić, Guima, Domínguez (61, Pirulo), Ratajczyk, Wróbel (61, Sekulski)
Korona: Kozioł - Spychała, Tzimopoulos, Kovacević, Szymusik, Cecarić (31, Zalazar), Radin (73, Kiełb), Gnjatić, Żubrowski, Pucko, Forsell (90, Lisowski)