10 lat prezydent Hanny Zdanowskiej szczęśliwe dla niej. Czy szczęśliwe także dla Łodzi?
Po raz pierwszy słowo „szczęście” w kontekście jej prezydentury pojawiło od razu po wygranej drugiej turze wyborów w 2010 r. Szermowali nim głównie sztabowcy Dariusza Jońskiego, kandydata SLD, którego Zdanowska wtedy ograła. Miasto na dwa dni przed ciszą wyborczą dopadła zimowa apokalipsa, tysiące łodzian tkwiło w kilometrach korków, do domu wracając po parę godzin, stanęła komunikacja miejska, a to właśnie Joński, ówczesny zastępca p.o. prezydenta miasta (po odwołaniu Jerzego Kropiwnickiego miasto nie miało prezydenta), nadzorował drogi i ich zimowe utrzymanie. Zdanowska i PO bili w niego jak w bęben.
„Miała szczęście...” komentowano w SLD. Czy na wyrost? Kto wie, ale nawet Hanna Gronkiewicz-Waltz, która Warszawę wówczas wzięła w pierwszej turze, stwierdziła, że gdyby do takiego ataku zimy doszło w stolicy, byłaby bez szans... Zresztą nawet to, w jaki sposób Zdanowska została kandydatką PO na prezydenta, też nie odbiega od definicji szczęścia w polityce
Czytaj dalej na kolejnym slajdzie: kliknij strzałkę w prawo.