Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zrobił sobie auto z laminatu, z silnikiem malucha [zdjęcia, FILM]

Agnieszka Gospodarczyk
80-letni Marian Kotlicki nigdy nie kupił fabrycznie wyprodukowanego samochodu - każde auto, którym jeździł, zbudował własnoręcznie.

Projekt na ścianie salonu
Z wykształcenia jest mechanikiem lotniczym. Przez kilkadziesiąt lat naprawiał samoloty na łódzkim Lublinku.
- Od zawsze miałem zdolności manualne - wyznaje. - Moje pierwsze dzieło, to dziecinny, ciemnogranatowy kabriolet z silnikiem o pojemności 50 cm sześciennych. Zrobiłem go ze sklejki lotniczej. Córka wsiadała za kierownicę, a ja za pomocą linek sterowałem gazem i sprzęgłem.

CZYTAJ TEŻ: 17-latek potrącił dziecko i uciekł! Zobacz zapis z monitoringu [FILM]

Konstruktor zbudował też trójkołowy, spalinowy pojazd na bazie silnika motocyklowego NSU o poj. 250 cm sześc. - tandem i limuzynę zarazem, na wzór niemieckiego messerschmitta. Nie był jednak zadowolony, nawet nie zrobił mu nadwozia. W 1965 roku, na bazie trójkołowca stworzył Marco - samochodzik napędzany niemieckim silnikiem ILO o poj. 400 cm sześc., na kołach od mikrusa.

ZOBACZ, JAK DZIAŁA AUTO Z LAMINATU

- Blaszano-drewniane nadwozie miał wówczas w kolorze yellow bahama. Mogły nim podróżować dwie osoby - wspomina pan Marian. - Zarejestrowałem go i jeździłem z Tuszyna, gdzie mieszkałem, do pracy. Był mały, więc koledzy robili mi kawały - chowali go w hangarze, wstawiali na platformę.

- Jego projekt narysowałem w skali 1:1 na ścianie dużego pokoju. Halina, moja świętej pamięci żona, była wyrozumiała, razem ze mną przesuwała kanapę i przyklejała na ściany brystol - śmieje się konstruktor.

ZOBACZ FILM

Romans z Fiatem
Następcą Marco zostało auto z silnikiem syreny o mocy 35 KM.
- Czteroosobowe o nadwoziu z włókna szklanego i żywicy epoksydowej - mówi wynalazca. - Ile ja się nagłowiłem, żeby zdobyć te materiały! Lata 70., pustki w sklepach. Skupowałem więc przeciwpożarowe koce z włókna szklanego, uruchomiłem wszystkie znajomości, nawet lotniskowego "opiekuna" ze Służby Bezpieczeństwa, wręczyłem niejeden tzw. dowód wdzięczności i zdobyłem żywicę.

- Wszystkie pojazdy powstały z moich oszczędności, pojechałem więc do ośrodka rozwojowo-badawczego w fabryce Fiata w Bielsku-Białej - mówi. - Pokazałem im projekty. Byli zainteresowani, ale postawili warunki, które mi nie odpowiadały. Z pomocą członków koła automoto w łódzkich zakładach Elta zbudowałem więc SAM-a, jeżdżę nim do dziś.

SAM, rocznik 1985, ma samonośne nadwozie z laminatu w sportowym kształcie i kolorze tzw. czerwieni meksykańskiej, silnik malucha o mocy 24 KM uruchamiany przełącznikiem lotniczym ze stykami ze srebra. Spala ok. 4,5 l benzyny na 100 km, pojedzie nawet 130 km/godz. Waży o 100 kg mniej niż fiat 126p.
- Jest wygodny, ma chowane reflektory i siedzenia z samolotu Wilga - dodaje pan Marian. - Kierowcy i przechodnie robią mi zdjęcia i filmy, zostawiają za wycieraczką kartki z propozycją ceny, jaką chcą zapłacić, i numerem telefonu. Nigdy nie oddzwaniam. SAM nie jest na sprzedaż. Traktuję go jak członka rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany